24.02.2013

Rozdział Pierwszy




Otworzyłam oczy, a promienie słońca na chwilę pozbawiły mnie wzroku. Przetarłam dłonią spocone czoło i rozejrzałam się po pokoju. Jasne panele oraz kremowe ściany idealnie kontrastowały z ciemnymi meblami, a rośliny ustawione po kątach pomieszczenia dodawały mu świeżości. Westchnęłam przeciągle podnosząc się do pozycji siedzącej. Sięgnęłam po butelkę wody stojącą obok łóżka i już po chwili poczułam w gardle przyjemny chłód. Ziewnęłam jeszcze krótko i wstałam. Swoje pierwsze kroki skierowałam do łazienki, w której wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, umalowałam i załatwiłam potrzeby fizjologiczne. 
- Chcesz naleśnika? - usłyszałam lekko zachrypnięty, dziewczęcy głos, kiedy wyszłam z łazienki. Spojrzałam w tamtą stronę i uśmiechnęłam się delikatnie na widok Ashley, która nieudolnie próbowała podrzucić na patelni naleśnika lub... cokolwiek to było.
- Chyba sobie odpuszczę. - odparłam po chwili, na co dziewczyna wzruszyła ramionami. Otworzyłam lodówkę, z której po chwili zastanowienia wyciągnęłam jogurt truskawkowy. - Co ty tak wcześnie wstałaś? - spytałam odsuwając szufladę w poszukiwaniu łyżeczki. 
- Sama nie wiem. Jakoś nie mogłam spać. Miley... - mruknęła niepewnie spoglądając na mnie kątem oka. Kiwnęłam lekko głową wkładając do ust łyżeczkę, na której był mój ulubiony jogurt.
- Nie ciekawi cię co jest na tej płytce? - spytała przekładając na talerz naleśnika, po czym posmarowała go dżemem i włożyła do ust. Wzruszyłam ramionami zastanawiając się nad odpowiedzią. Szczerze mówiąc to, gdyby mi nie przypomniała, nie pamiętałabym o tej płytce.
- Jakoś niezbyt. Nie wiem w ogóle po co ty ją zabrałaś. - odparłam obojętnie i wyminęłam blondynkę kierując się do salonu. Odłożyłam na szklany stolik jogurt, a w dłoń złapałam czarnego pilota. Po naciśnięciu odpowiedniego przycisku na czarnym ekranie pojawiły się nieznane postacie. - O. Wiadomości. - mruknęłam udając podniecenie.
- Mnie właśnie bardzo ciekawi co na niej jest... - usłyszałam po chwili nad sobą. Przewróciłam oczami ściągając z nadgarstka gumkę do włosów, którą spięłam włosy. 
- No to sobie ją włącz. - powiedziałam beznamiętnie. Rano nie miałam ochoty na takie bezsensowne rozmowy, zwłaszcza że Ashley już wczoraj dręczyła mnie tym samym tematem. - Znowu kogoś zabili... - dodałam po chwili jakby do siebie widząc na ekranie plazmowego telewizora policję, karetkę i inne służby. W Nowym Jorku morderstwa były normalnością i w sumie nie obchodziło mnie kto zginął, póki nie był to ktoś z mojej rodziny, bądź grona znajomych. 
- Wczoraj, około godziny 20 doszło do okrutnego morderstwa. Na ulicy Oldstreet znaleziono zwłoki młodej dziewczyny, którą znalazł jeden z mieszkańców Nowego Jorku. W ciele dziewczyny wykryto  dwie rany postrzałowe, w okolicach obojczyka oraz w udzie, a także jedną ranę kłutą, wykonaną najprawdopodobniej nożem. Napastnik wbił narzędzie w sam środek klatki piersiowej dziewczyny i zbiegł z miejsca zdarzenia. Jeśli ktoś ją rozpoznaje, proszony jest o kontakt z najbliższą jednostką policji. - młoda dziennikarka zakończyła swoją wypowiedź.
- Miley... - usłyszałam po jakichś dwóch sekundach.
- Tak?
- My... My wczoraj znalazłyśmy tą płytę na Oldstreet. Byłyśmy tam o 20:30. - spojrzałam na Ashley lekko uchylając usta. Faktycznie, wcześniej nie skojarzyłam faktów, ale ona miała rację. Przecież... Ten koleś, który nas zaatakował mógł być tym mordercą, ba! To my mogłyśmy zostać zamordowane.
- O cholera. - wydukałam.
- Powinnyśmy iść na policję. - zaproponowała Ashley, a ja szybko pokręciłam głową. - Dlaczego nie? - spytała zakładając ręce na piersi. 
- I co im powiemy? My nawet jego twarzy nie widziałyśmy. - odparłam podnosząc się i stając przez blondynką. - W niczym im nie pomożemy. Mamy po prostu szczęście, że nic nam nie zrobił. Zostawmy tą sprawę. - dodałam wymijając ją. 
- Ale Miley, może w czymś... - zaczęła idąc za mną. Przewróciłam oczami i gwałtownie stanęłam w miejscu, po czym szybko odwróciłam się na pięcie. Złapałam Ashley za ramiona i lekko nią potrząsnęłam. 
- Zostaw tą sprawę. W tym mieście często dochodzi do takich... zdarzeń. Teraz najlepiej nic nie robić. - oznajmiłam patrząc  w jej czekoladowe oczy, których w głębi serca cholernie jej zazdrościłam.  - Ja idę do pracy... - dodałam po chwili łapiąc za torebkę leżącą na komodzie oraz kluczyki wiszące na małych haczyku obok. - Będę o 16. Zrób może jakieś zakupy. - mruknęłam, po czym nie czekając na odpowiedź blondynki opuściłam mieszkanie. 
Wyciągnęłam z kieszeni iphone'a, podpięłam do niego słuchawki i już po chwili usłyszałam w głowie uspokajającą melodię ulubionej piosenki. Odrzuciłam włosy za ucho. Kiedy znalazłam się pod windą wcisnęłam odpowiedni przycisk, drzwi rozsunęły się zapraszając mnie do środka. Nie śmiało mi się siedzieć osiem godzin w ruchliwej kafejce, ale z pieniędzy, które wysyłali mi rodzice starczyło tylko na rachunki i jedzenie. Z pochmurną miną zjeżdżałam coraz niżej, a słysząc charakterystyczny dźwięk, mówiący że jestem już na parterze przewróciłam oczami. 
_____________________
Jej złociste włosy podnosiły się i opadały na zgrabne ramiona pod wpływem rytmicznego kroku, którym wracała do domu. Na ustach tkwił lekki uśmiech, a na nosie ciemne okulary, chroniące jej wzrok przed promieniami słońca. Zaśmiała się cicho widząc jak jakiś przystojny brunet puszcza do niej oczko, a najlepsze było to, że obejmował w tym samym czasie zgrabną szatynkę, pewnie jego dziewczynę. Ashley przewróciła oczami czując w kieszeni swoich szortów wibracje. Poprawiła kremową torbę, która ciążyła jej na ramieniu i chwyciła w dłoń komórkę. Nie patrząc nawet na wyświetlacz odebrała i przyłożyła telefon do ucha.
- Słucham? - mruknęła.
- Chcesz umrzeć? - usłyszała po drugiej stronie ochrypnięty głos. Jej ciało przeszedł dziwny dreszcz. Wiedziała, że zapewne ktoś robi sobie z niej żarty, ale była na tyle przewrażliwiona, że stanęła i zatrzymała swój przerażony wzrok na jednym z czerwonych kabrioletów, które przejeżdżały jakby eskortą. 
- Proszę? - odparła po chwili ciszy. Ale kiedy usłyszała głośny śmiech odetchnęła z ulgą. - Miley! - krzyknęłam marszcząc brwi. - Oszalałaś? - spytała po chwili, kiedy jej przyjaciółka się uspokoiła. 
- Przestraszyłam cię? - spytała brunetka i znów wybuchnęła głośnym śmiechem coraz bardziej irytując swoją przyjaciółkę. 
- No tak! Maaaatko. Jesteś idiotką. - burknęła blondynka i wolnym krokiem ruszyła przed siebie, nie odrywając od ucha komórki, w której dalej rozbrzmiewał śmiech.
- Cicho bądź. Mam przerwę i mi się nudzi. Zrobiłaś zakupy? - spytała, kiedy już się uspokoiła, tym razem na dobre. 
- Zrobiłam. Właśnie wracam do domu. - odparła przechodząc przez obrotowe drzwi. - Patrzyłaś dziś do skrzynki? - spytała spoglądając na metalowe "pudła" widzące na ścianie obok. 
- Nie. - usłyszała odpowiedź, więc zaczęła szukać w kieszeni kluczyków, a kiedy wreszcie je znalazła otworzyła nimi skrzynkę. Wyciągnęła małą stertę kopert i odruchowo spojrzała na tą na samej górze.
- Bez znaczka? - spytała jakby sama siebie lekko marszcząc czoło. Wzruszyła delikatnie ramionami i przywitawszy się z portierem weszła do windy. 
_____________________
- Jestem! - krzyknęłam wchodząc do mieszkania. Ściągnęłam czarne converse i odwiesiłam na wieszak żółtą torbę. Przez kuchnię doszłam do salonu, gdzie zastałam Ashley przeglądającą pocztę. - Może byś się tak przywitała, co? - spytałam siadając obok niej i chwytając w dłoń pierwszą lepszą kopertę. 
- Cześć, cześć. Jak było? - spytała bez większego zainteresowania, więc postanowiłam oszczędzić sobie odpowiedzi. - Zapłaciłaś rachunki? - spytała po chwili, a ja udałam, że się nad tym głęboko zastanawiam. 
- Przecież moi rodzice płacą w tym miesiącu... Na pewno pamiętali. - odparłam po chwili i otworzyłam kopertę. - Kupon na darmowe badanie ginekologiczne. - przeczytałam na głos nagłówek na ulotce, którą znalazłam w kopercie. - Chyba sobie odpuszczę. - mruknęłam odkładając kartkę na szklany stolik i chwyciłam kolejną kopertę. - Bez znaczka? - zdziwiłam się oglądając ją dokładnie, nadawca też nie był podany. 
- Też się zdziwiłam, ale ja zawsze jestem przewrażliwiona. 
- No to otwieramy. - mruknęłam dość entuzjastycznie. - Może to jakiś tajemniczy wielbiciel. - zaśmiałam się rozrywając papier. W środku była tylko mała karteczka, na której naklejone były litery, jakby wycięte z gazety. Przeczytałam napis i zmarszczyłam czoło, po czym powtórzyłam poprzednią czynność. - Ashley... - szturchnęłam ją łokciem i podałam kartkę. Blondynka przeczytała napis i spojrzała na mnie.
- Nie ładnie tak przywłaszczać sobie cudzą własność. - przeczytała na głos, a ja wzruszyłam lekko ramionami. - Co? Jaką własność. O co chodzi? - wydukała, a ja przygryzłam lekko dolną wargę. 
- Pewnie ktoś robi sobie jaja. Wyrzucę to. - odparłam szybko i nie czekając na reakcję dziewczyny przeszłam do kuchni. Papierek wylądował w koszu.
Otworzyłam lodówkę, z której wyciągnęłam sok pomarańczowy. Oparłam się tyłem o drewniany blat i zrobiłam łyk napoju. Wiedziałam, że ktoś sobie z nas żartuje, ale... Ta płyta i w ogóle to morderstwo. To było przytłaczające.
- Nad czym tak myślisz? Nad tym listem? - usłyszałam po chwili cichy głos, więc podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się na widok przyjaciółki.
- Zastanawiam się, czy nie zrobić imprezy. - odparłam, może niezgodnie z prawdą. Chociaż już dawno myślałam o zrobieniu parapetówki. Mamy to mieszkanie już od dwóch miesięcy, a nie... "ochrzciłyśmy go".
- W sumie to niezły pomysł. Dzisiaj? - spytała po chwili Ashley, a ja lekko kiwnęłam głową. - To idę podzwonić. - dodała entuzjastycznie i klasnęła w dłonie, po czym wyszła z pomieszczenia. Westchnęłam cicho patrząc na miasto przez szybę. Odrzuciłam za ucho włosy i podążyłam za przyjaciółką. 
Ashley siedziała na kanapie z telefonem w ręku i po kolei wybierała kontakty. Uśmiechnęłam się, bo dobrze wiedziałam jak ta blondynka lubi imprezy. Zabrałam ze szklanego stolika koperty i włożyłam je do szafki wraz z innymi dokumentami. 
_____________________
Głośna muzyka, zapach alkoholu i nikotyny wypełniały całe mieszkanie. Ciała spoconych nastolatków poruszały się w rytm muzyki i ocierały o siebie w dość nieprzyzwoity sposób. Otwierałam pierwsze piwo i oparta o ścianę zrobiłam dość spory łyk. 
- Nie idziesz tańczyć? - usłyszałam męski, ochrypły głos. Uśmiechnęłam się wiedząc do kogo należy. Ciemnowłosy chłopak patrzył na mnie, a kąciki jego ust były wywinięte ku górze. Pokręciłam przecząco głową rozglądając się po pomieszczeniu.
- Nie umiem, nie lubię, nie chcę. - mruknęłam odstawiając piwo na szafkę obok i spojrzałam w stronę bruneta. Był ubrany w ciemne spodnie, czerwoną koszulę w kratkę, pod którą miał czarny podkoszulek. Jego włosy jak zwykle były w nieładzie, co dodało mu uroku. 
- Miley... Jeśli nie spróbujesz to się nie nauczysz. - zaśmiał się robiąc krok w moją stronę.  - Jestem naprawdę dobrym nauczycielem. - dodał uwodzicielskim głosem, na co wybuchłam głośnym śmiechem.  - Nie śmiej się. Mówię całkowicie poważnie. - dodał, chociaż sam ledwo co wytrzymywał. 
- Dobra, dobra. Jestem na tyle złą tancerką, że nawet najlepszy nauczyciel mi nie pomoże. - odparłam uśmiechając się szeroko, po czym obeszłam Chrisa i skierowałam się na balkon. Chciałam odetchnąć czystym powietrzem. Przechodząc przez salon zauważyłam Ashley. Zaśmiałam się pod nosem widząc, jak tańczy z jakimś chłopakiem, którego nie znałam, ona zapewne też nie. 
Przeszłam przez szklane drzwi, które zamknęłam za sobą. Na szczęście były dźwiękoszczelne, więc mogłam odpocząć także od tej głośnej muzyki, która karała moje bębenki słuchowe. Oparłam się o barierkę obserwując ulicę. Była już 21, ale Nowy Jork nadal tętnił życiem. Podskoczyłam czując na swoich biodrach czyjś dotyk. 
- Przestraszyłeś mnie! - pisnęłam uderzając bruneta w klatkę piersiową. 
- Bardzo mi przykro. - odparł udając skruchę, niestety był fatalnym aktorem. Przewróciłam oczami i znów odwróciłam się , wracając do poprzedniej pozycji.  - Co jest? - usłyszałam po chwili. Westchnęłam cicho.
- Nic. Jestem zmęczona. - mruknęłam przeczesując dłonią włosy. 
- Miley... Znam cię tak od... zawsze. - uśmiechnął się. - Powiesz mi o co chodzi? - spytał proszącym wzrokiem. Jak ja nienawidziłam jak on robił ten ryj psiaka. Wyglądał głupio, ale w pewnym sensie uroczo. Już miałam coś powiedzieć, kiedy poczułam wibracje w kieszeni. Ze zniesmaczoną miną wyciągnęłam komórkę, spojrzałam na wyświetlasz. 
- Słucham? - mruknęłam obojętnie przykładając urządzenie do ucha.
-Boisz się? - usłyszałam po drugiej stronie, a moje ciało przeszedł zimny dreszcz, przełknęłam ślinę. 
                                     _____________________


____________________

Nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Jakiś taki nudny krótki i bezsensu. Może następne będą lepsze :D
ps. komentujcie, bo to strasznie motywuje

(rozdział drugi zaczynam pisać, jeśli pod tym będą 3 komentarze)

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

To tak powiem że ten rozdział jest zajebisty udał ci się patka ;* czekam na następny dodawaj go szybko :D lofki <3

Anonimowy pisze...

Świetny rozdział, masz ładną barwę pisma. Czekam na kolejny rozdział.

Anonimowy pisze...

świetne!

Anonimowy pisze...

Boskie! Nie mogę się doczekać nn :3 kiedy je dodasz? Mam nadzieję, że jak najszybciej! Super piszesz, dodaję do ulubionych ;*

Anonimowy pisze...

ładnie jest :D nie wiem dlaczego masz taką niską samoocenę i mówisz, że nie umiesz pisać ;c CUDOWNY ROZDZIAŁ KOCHANA! :D <3

Małgośka .♥. pisze...

Super!