17.03.2013

Rozdział Trzeci


Słysząc ciszę po drugiej stronie słuchawki, głośno westchnęłam. Naprawdę nie miałam ochoty, może nie to, że nie miałam ochoty, ale bardzo nie chciałam, aby mój brat tutaj przyjeżdżał. Nie dość, że był dość upierdliwy i miał duszę śmiałka, to jeszcze nigdy się mnie nie słuchał. Do Nowego Jorku chciał przyjechać zapewne tylko z jednego powodu - chciał się "zabawić". Miał dopiero czternaście lat, a zdążył już zrobić rzeczy, o których ja nawet w jego wieku, ba! W moim wieku nie myślałam. Oczywiście wszystkie te wybryki robił dla szpanu przed kolegami, co w sumie dobrze rozumiałam. Ponownie westchnęłam przy czym wywróciłam oczami. Wiedziałam, że moja mama i tak nie da za wygraną, więc po dłuższej ciszy lekko skinęłam głową, jakby stała obok mnie. 
- Dobrze mamo. - mruknęłam. - Niech przyjeżdża. - dodałam po chwili i wymusiłam na sobie uśmiech, niemalże poczułam jak mama odwzajemnia ten gest, jednak szczerze. 
- Cieszę się córciu, że dałaś się przekonać. - oznajmiła, a w jej głosie dało się dosłyszeć entuzjazm. 
- Ta... Chyba nie miałam innego wyjścia. - szepnęłam ledwo słyszalnie.
- Słucham? - skarciłam się w myślach, że może powiedziałam to zbyt głośno. - Nieważne z resztą. Brian będzie u ciebie około szesnastej pojutrze. - oznajmiła, nie dała mi nawet dojść do słowa. - Kocham cię bardzo moje słoneczko. Dobranoc. - lekko uchyliłam usta, ale słysząc dźwięk przerywanego połączenia, ponownie je zamknęłam.
Odłożyłam telefon i oparłam się o ścianę odchylając lekko głowę w tył. Już czułam ten stres związany z nieoczekiwaną nieobecnością Briana, przecież już pierwszego dnia wywinie jakiś numer. To więcej niż pewne. 
- Kto dzwonił? - usłyszałam po jakimś czasie cichy głos dobrze mi znanej blondynki.
- Moja mama... - odpowiedziałam beznamiętnie. 
- I co tam słychać u niej? - spytała, jakby nie zauważywszy mojego złego humoru.
- Chyba świetnie. Wybierają się na jakieś mini wakacje. - odparłam, a kąciki moich ust lekko uniosły się ku górze. Właśnie wyobraziłam sobie moją mamę "lansującą" się na jakiejś imprezie dla osób w średnim wieku. 
- A co z Brianem? - spytała Ashley, miałam wrażenie, że czyta mi w myślach. Uśmiech nie znikł z mojej twarzy. Spuściłam głowę i przeczesałam dłonią włosy. 
- No właśnie... - mruknęłam. - Brian będzie tu pojutrze i on... Zostanie tutaj przez tydzień. - dodałam niepewnie. Źrenice Ashley skurczyły się, a usta lekko rozchyliły.
- Co? - jęknęła.
- No to, co powiedziałam. - odparłam wzruszając ramionami. Może, jeśli chodziłoby o coś innego to... Reakcja Ashley na moje słowa by mnie rozbawiła, ale nie tym razem. Nie dość, że wyrwę sobie połowę włosów chodząc po mieście i szukając tego gówniarza, to jeszcze potem zerwę opieprz, że nie umiem się zając własnym bratem. Odkąd wyprowadziłam się z domu, Brian jest ulubieńcem rodziców, a ja nic na to nie poradzę, bo nie wrócę i nie będę z nimi mieszkała...
_________________
2 dni później
_________________
Niecierpliwie stukałam opuszkami palców o drewniany stół. Ashley spóźniała się już 20 minut. Miałyśmy odebrać Briana z dworca, a ona oczywiście nie przyszła na czas. Jeśli matka się dowie, że mój ukochany braciszek musiał czekać na dworcu w obcym mieście to mnie... No może nie zabije, ale będzie mnie czekała niemiła rozmowa. Już tak śpieszno jej było na te wakacje z tatom, że nie mogła podwieźć młodego do Nowego Jorku, a miała do cholery po drodze. 
Kolejny raz chwyciłam w dłoń telefon i wystukałam już wklepany na pamięć numer. Parę sygnałów i rzuciłam nim o fotel, wiedząc że blondynka i tak nie raczy odebrać. Może nawet nie denerwowałabym się tak, gdyby nie fakt, że pojechała samochodem, a ja nie miałam zamiaru przeciskać się publicznymi środkami lokomocji. Chociaż chyba nie zostanie mi inne wyjście. 
Westchnęłam i podniosłam się, po czym ubrałam. Chwyciłam za klamkę, w celu otworzenia drzwi, kiedy ktoś je nagle gwałtownie pchnął, tym samym uderzając mnie prosto w czoło. Przed oczami przeleciała mi Ashley.
- Tu jestem... - mruknęłam trzymając się za czoło. 
- Co ty robisz na podłodze?! Musimy jechać po twojego brata, wstawaj! - krzyknęła. Czułam, że robię się czerwona ze złości, że zaraz wybuchnę, a ona? Ona nawet nie pomogła mi wstać. 
- Wyobraź sobie, że czekałam na ciebie! - warknęłam zamykając drzwi i ruszając w kierunku windy. 
- Nie moja wina, że trafiłam na naprawdę niezłą wyprzedaż. - burknęła pod nosem. Myślałam, że ją uduszę. Na szczęście, w momencie, w którym myślałam, że jej po prostu przywalę, drzwi windy się otworzyły. 
- Jeśli młody powie, że musiał na nas czekać na tym pieprzonym dworcu to będę miała przesrane. - oznajmiłam wsiadając do samochodu. 
- Spokojnie! - krzyknęła Ashley uśmiechając się szeroko. - Jest duży, a poza tym zdążymy. - odparła i odpaliła silnik. Spojrzałam na godzinę. Faktycznie, pociąg Briana ma być w Nowym Jorku dopiero za 20 minut, a droga na dworzec zajmuje 10. Uśmiechnęłam się i oparłam o wygodne oparcie fotela. Niestety, mój spokój nie trwał wiecznie. Skrzywiłam się widząc przed nami długi sznur samochodów.
- No kurwa! - jęknęłam uderzając o kolano. 
- Nie jęcz. - zaśmiała się blondynka i szybko skręciła w boczną uliczkę. - Pojedziemy na około i za 15 minut jesteśmy na miejscu. - poinformowała mnie, czym ponownie mnie uspokoiła. 
Tak jak powiedziała, po około 15-stu minutach byłyśmy na miejscu. Wyskoczyłam z samochodu jak poparzona i pobiegłam w odpowiednie miejsce. Rozglądałam się dookoła w poszukiwaniu małego bruneta, a kiedy ujrzałam go siedzącego na walizce, na środku placu kamień spadł mi z serca. 
- Brian! - krzyknęłam do niego podbiegając. - Dawno przyjechałeś? - spytałam bojąc się odpowiedzi. Moja mama była naprawdę straszna, nie przesadzam. 
- Około dwie minuty temu, więc spoko. - uśmiechnął się. Dlaczego jeszcze mi nie dogryzał? Ostatnim razem, kiedy go widziałam przywitał mnie słowami "cześć, przytyłaś".
- Jak podróż? - spytałam, choć w sumie niezbyt mnie to interesowało. 
- W porządku. - wzruszył ramionami. - A co u ciebie? Widzę, że wyhodowałaś nowe warstwy tłuszczu na zimę. - zaśmiał się wskazując palcem na mój brzuch. Wiedziałam, to było zbyt piękne, musiało się skończyć.
- Żebyś wiedział. - burknęłam. - Dawaj to i wskakuj do tyłu. - machnęłam ręką i zabrałam od niego walizkę, którą włożyłam do bagażnika. 
- Ale dupa! - usłyszałam, a widząc mojego brata gapiącego się na Ashley, myślałam że zwymiotuję...
- Uważaj sobie, gnojku! - warknęłam.
- Ciekawe czy mama się ucieszy, że znowu mnie przezywasz i  to tak na powitanie. - poruszył teatralnie brwiami, na co ja przewróciłam oczami i wypuszczając powietrze z ust, oparłam się o fotel. 
~~~~~~~~~~
- Wychodzę tylko na momencik, więc z łaski swojej spróbuj go upilnować. - mruknęłam zakładając na stopy czarne trampki. Odrzuciłam włosy za ucho i posłałam przyjaciółce szeroki uśmiech.
- Postaram się. - odparła odwzajemniając mój gest. Zabrałam jeszcze z półeczki obok moje klucze i wyszłam z mieszkania. Wychodząc z budynku wpadłam na jakiegoś chłopaka. Na moją twarz wpełzł lekki uśmiech, kiedy zorientowałam się, że to Chris - mój przyjaciel. 
- Gdzie tak pędzisz? - spytał kładąc dłonie na moich ramionach i robiąc krok w tył. Cicho się zaśmiałam i spojrzałam na niego.
- Do sklepu, jakoś muszę wyżywić brata, nie? - odparłam przewracając oczami. 
- Brian przyjechał? - zaśmiał się. - No to będziecie mieć razem... niezły ubaw. - powiedział, wyczułam w jego głosie szczyptę ironii. 
- No tak. Zwłaszcza, że dzisiaj przychodzisz do nas i pomagasz nam ogarnąć tego potwora. - oznajmiłam i puściłam mu oczko, bo czym wyminęłam go i ruszyłam przed siebie.
- Eeeej! - jęknął jeszcze za mną, na co zaśmiałam się cicho pod nosem i poprawiając torebkę na moim ramieniu ruszyłam dalej. 
~~~~~~~~~~
Siedziałam na sofie i próbowałam się skupić na szukaniu ofert pracy, co nie było wcale łatwym zadaniem. Zwłaszcza, że po całym pomieszczeniu biegał czternastolatek. Podniosłam wzrok zna gazety i przewróciłam oczami widząc, jak Brian próbuje stanąć na głowie. Po chwili wróciłam do poprzedniego zadania, a nie minęła nawet minuta, kiedy chłopak usiadł obok mnie. 
- Co robisz? - spytał patrząc na mnie zielonymi oczami.
- Szukam pracy. - mruknęłam wykreślając ołówkiem kolejną propozycję. 
- Po co? Przecież Miley pracuje. - odparł kładąc się na moim ramieniu. Odepchnęłam jego małą głowę palcem wskazującym i znów zaczęłam czytać. - Poróbmy coś. - zaczął jęczeć.
- Nie mam czasu. - burknęłam nawet na niego nie patrząc.
- Ale proszę cię! - zaczął mną trząść. 
- Uspokój się, nie mogę i nawet nie chcę! - warknęłam popychając go i sprawiając tym samym, że spadł z kanapy. Uśmiechnęłam się słodko.
- Ashley, powiem mamie, ze strasznie się tu nudziłem. - zaczął mnie szantażować, ale chyba zapomniał, że ja to nie Miley. 
- Na mnie to nie działa. - puściłam mu oczko i westchnęłam ciężko. Zaczynałam mieć go dość. 
- Ashley, proszę. Poróbmy coś razem, poznamy się lepiej. - zaproponował, po czym poruszał uwodzicielsko brwiami. Wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. 
- "Poznamy się lepiej". - zacytowałam. - Dobre. - dodałam kręcąc głową i nie podnosząc wzroku znad gazety. 
- Błagam cię! Proszę, błagam. Pliska. - zaczął klęczeć i krzyczeć. 
- UGHT! - jęknęłam. - Ogar. - warknęłam i uderzyłam w niego poduszką. To jednak nic nie dało, bo nadal klęczał przede mną. - Co mam zrobić, żebyś siedział spokojnie?! - krzyknęłam głośniej, a on uśmiechnął się tajemniczo. 
- Wiesz... Jest jeden sposób. - podniósł się, a cwany uśmiech nie schodził z jego twarzy.
~~~~~~~~~~
Przekręciłam zamek i wpadłam do domu, a widząc mojego brata i Ashley na kanapie zamarłam. Dziewczyna właśnie zbliżała swoje wargi do ust młodego, a słysząc hałas spowodowany upuszczeniem reklamówek, spojrzeli na mnie. 
- Co ty do cholery robisz?! - wrzasnęłam patrząc na nich z uchylonymi ustami. 
- To wydawał się jedyny sposób, żeby się zamknął! - pisnęła blondynka odskakując od chłopaka. Przyłożyłam dłoń do czoła i wzięłam parę głębszych oddechów.
- Weź te zakupy. - warknęłam, a blondynka wykonała moje polecenie. - Ale ja to mówiłam do niego! - wrzasnęłam, kiedy opuszczała pokój.
- Przeginasz młody. - pomachałam mu palcem przed nosem. - Idź do mojego pokoju, pograj na konsoli, czy coś. - przewróciłam oczami i nawet nie zauważyłam, kiedy Briana już przede mną nie było. 
- Jesteś niepoważna. - mruknęłam wyciągając z torby zakupy.
- Ty nie wiesz jak on mnie tu męczył. - zaczęła się tłumaczyć.
- Chciałaś się z nim pocałować! Pogięło cię. - warknęłam chowając mleko do lodówki i trzaskając jej drzwiczkami. 
- No soryy... - odparła ledwo słyszalnie. Nagle wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. 
- Ładnie razem wam było. - palnęłam, przez co opadł na mnie morderczy wzrok Ashley. - No ok, ok... - podniosłam ręce w geście obronnym i opuściłam pokój. Usiadłam na fotelu, chwyciłam w dłoń koperty. które wyciągnęłam ze skrzynki na listy. Moją uwagę przykuła bez znaczka. Przełknęłam ślinę. 
- Myślałam, że to się już uspokoiło... - szepnęłam, jakby sama do siebie. Niestety Ashley właśnie weszła do pokoju, spojrzałam na nią chowając kopertę pod jakąś reklamę i zaczęłam przeglądać inne.
- Ale co? - spytała stawiając herbatę na stoliku przede mną. - Co się uspokoiło? - dodała patrząc na mnie pytającym wzrokiem. Przygryzłam dolną wargę. Kompletnie zapomniałam, że Ashley nie wiedziała o anonimach, a nie chcę myśleć, jaką awanturę zrobiłaby mi teraz. 
- To... No Brian. Nie słyszysz jak się drze przy tej grze? - spytałam, Ashley nastawiła uszu. Uśmiechnęłam się lekko, ponieważ tak naprawdę mój brat siedział dość cicho. - Przed chwilą coś tam krzyczał. - odparłam i zaczęłam przeglądać resztę kopert. Kątem oka zauważyłam, że blondynka patrzy na mnie, ale po chwili wzruszyła ramionami i wlepiła swój wzrok w telewizor. Odetchnęłam z ulgą. Siedziałyśmy tak w ciszy przez pół godziny.
- Był tu Christian? - spytałam niepewnie spoglądając na przyjaciółkę.
- Mhm. - mruknęła nie odrywając wzroku od telewizora i siorbiąc swoją herbatę.
- Mówił coś? - odezwałam się po jakimś czasie.
- No. Zapraszał nas na jakieś ognisko, ale stwierdziłam, że i tak nie mogłybyśmy przyjść. - wzruszyła ramionami, a ja zaczęłam mieć wyrzuty sumienia. Dobrze wiedziałam, jak Ashley lubiła takie imprezy. 
- Przecież możesz iść beze mnie. - oznajmiłam całkiem poważnie. - To mój brat i ja muszę z nim zostać. - dodałam widząc niepewność w oczach dziewczyny.
- Miley... Dobrze wiesz, że bez ciebie nie chodzę na żadne imprezy. - uśmiechnęła się. - Kto by mnie pilnował? - obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Faktycznie. - odparłam łapiąc się za brzuch.  - Ale ja muszę zostać tutaj z moim bratem. Przecież nie mogę go zabrać ze sobą. - wzruszyłam ramionami.
- ALEŻ OCZYWIŚCIE, ŻE MOŻESZ!  - usłyszałam z drugiego pokoju i ponownie głośno się zaśmiałam.
- NIE, NIE MOGĘ! - odkrzyknęłam, po czym wróciłam do oglądania tv.
~~~~~~~~~~
Słysząc dźwięk informujący o nowej wiadomości, chwyciłam w dłoń telefon. Odczytałam wiadomość, po czym krótko westchnęłam. 
Na pewno nie będzie Was na ognisku? :) - Chris
Nie, przykro mi. - Miley
Odłożyłam komórkę, weszłam pod prysznic i przekręciłam kurek. Fala gorącej wody pozwoliła mi się zrelaksować. Zamknęłam oczy i zaczęłam przemywać twarz. 
Po paru minutach wyszłam spod prysznica i owinęłam się ręcznikiem. Wysuszyłam włosy, umyłam zęby i posmarowałam twarz kremem. Ubrałam błękitne dresy i szarą koszulkę na ramiączkach, ten komplet służył mi za pidżamę. Opuściłam pomieszczenie, idąc do salonu zajrzałam do pokoju, który tymczasowo należał do mojego brata. Chłopak leżał pod kołdrą przykryty po uszy. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na zegarek, a kiedy zobaczyłam, że jest dopiero 21 podniosłam ze zdziwienia brwi. Brian? Spać o tej godzinie? Przewróciłam oczami i podeszłam do jego łóżka, po czym odsłoniłam kołdrę. Serce podskoczyło mi do gardła, kiedy pod kołdrą zobaczyłam nie chłopaka, a trzy poduszki.
- Ashley? Gdzie jest Brian? - spytałam trzymając dłonie na biodrach. Blondynka spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Nie mam pojęcia. - odpowiedziała wzruszając ramionami.
- Żartujesz sobie? - przejechałam dłonią po włosach i wlepiłam w nią swój pełen obaw wzrok. 
- No właśnie nie... - burknęła. Wiem, że była zirytowana, ale no bez jaj. Brian miał 14 lat, a Nowy Jork to dość spore miasto. 
- Jak to nie wiesz, gdzie on jest?! - krzyknęłam ponosząc przy tym dłonie. Przygryzłam dolną wargę czekając na odpowiedź przyjaciółki. 
- Boziu... Tak wyszło. - przewróciła oczami odkładając na stolik pilota, którym przed chwilą wyłączyła telewizor. 
- Tak wyszło?! - warknęłam powtarzając jej słowa. - Ubieraj się. - mruknęłam.
- Po co? - spytała podnosząc się, a ja przejechałam językiem po wardze. 
- Idziemy na ognisko. - odparłam z udanym entuzjazmem. 
Po parunastu minutach byłam już gotowa. Ubrałam się w jasne jeansy, kremową koszulkę z napisem "Peace" i białe vansy. Włosy spięłam w wysokiego koka, a na twarzy wykonałam bardzo lekki makijaż, który miał tylko zakryć niektóre niedoskonałości. Uderzałam nerwowo paznokciami o drzwi łazienki. 
- Długo jeszcze? - warknęłam, a nie słysząc odpowiedzi mocniej walnęłam w drewniane drzwi. - Możesz się pośpieszyć?! - dodałam. Po paru sekundach drzwi się uchyliły, wyszła zza nich zgrabna blondynka ubrana w czarną, luźną sukienkę.  - Nareszcie! - fuknęłam wyrzucając w powietrze obie ręce. - Idziemy. - ruszyłam w stronę wyjścia, a Ashley wraz ze mną. W żołądku czułam cały czas nieprzyjemny ucisk, nie miałam pewności, czy Brian faktycznie poszedł na to ognisko, choć to jest prawie pewne. 
~~~~~~~~~~
Zatrzymałam samochód na jednym z parkingów przy plaży, na której odbywało się ognisko. Już dawno głośna muzyka uderzyła do moich uszu. Zacisnęłam dłonie na kierownicy i wzięłam głęboki wdech. Nawet się nie zorientowałam, kiedy Ashley wyszła z auta i pognała na parkiet. Rozejrzałam się i zobaczyłam, jak tańczy z jakimś świeżo poznanym chłopakiem. Przełknęłam ślinę i również opuściłam pojazd. Przeciskałam się między spoconymi nastolatkami podskakującymi w rytm muzyki. Zacisnęłam wargi w cienką linię, kiedy jakiś zboczuch klepnął mnie w tyłek, ale nie miałam teraz na to czasu. Rozglądałam się dookoła w poszukiwaniu Briana. Już traciłam nadzieję, że w ogóle go tu zastanę, kiedy zza moich pleców dobiegł głośny śmiech, znany śmiech. 
- Mówiłem, że dam radę?! - rozległ się głośny krzyk i znów śmiech. czułam jak moje ciało przepełnia złość, kiedy zobaczyłam bruneta z puszką piwa. 
- BRIAN! - wrzasnęłam, a połowa imprezowiczów zwróciła ku mnie swój wzrok. Olałam to i podeszłam do chłopaka, nie zwracając uwagi na facetów przy barze. - Co ci odwaliło, idioto! - syknęłam uderzając go z otwartej dłoni w tył głowy.
- Ała! - syknął i złapał się za obolałe miejsce. 
- Wracamy do domu. - powiedziałam stanowczo.
- Ale ja chcę tu zostać, z Justinem. - tupnął nogą cofając się w tył. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem, po czym usłyszałam obok cichy chichot.
- Z czego się śmiejesz? - mruknęłam w stronę jakiegoś szatyna. 
- Z ciebie. - odparł bez owijania. - Rozluźnij się, chyba nie jesteś jego matką. - odparł zjeżdżając po mnie wzrokiem. - Usiądź, napij się... - zaproponował i wskazał dłonią krzesełko obok.
- Nie, dzięki. - pokręciłam przecząco głową i złapałam Briana pod łokieć.
- Ała. - syknął po raz kolejny i wyrwał mi się stając obok wcześniej wspomnianego szatyna. 
- Może mi to jakoś wynagrodzisz? - mruknął patrząc gdzieś w bok, a na jego twarz wpełzł cwany uśmieszek. 
- Niby co? - spytałam kładąc dłonie na biodrach i przerzucając ciężar ciała na drugą stronę. 
- No... Że przypilnowałem ci braciszka. - wzruszył ramionami i przerzucił wzrok na mnie. Spojrzałam w jego czekoladowe oczy i na chwilę zapomniałam co mam powiedzieć. Jednak już po chwili przypomniałam sobie, po co tu przyszłam. 
- Haha. - zaśmiałam się ironicznie. - Wielkie dzięki, że dałeś mu alkohol. - burknęłam. - Jestem niepełnoletni! - oznajmiłam głośno i przyłożyłam palec wskazujący do czoła. 
- Daj spokój... - mruknął widocznie niezadowolony z mojej reakcji. 
- Idziemy, Brian. - warknęłam i pociągnęłam brata za nadgarstek. Tym razem włożyłam w to tyle siły, że nie dał rady mi się wyrwać. Po drodze chwyciłam jeszcze Ashley i zdecydowanym krokiem szłam w stronę samochodu. - Pogadamy jeszcze w domu. - oznajmiłam i rzuciłam bratu mordercze spojrzenie. 

____________________________

W tym tygodniu nie miałam w ogóle weny, a chciałam dodać już ten rozdział, bo parę osób, a zwłaszcza jedna bardzo mnie o niego męczyła. Mam nadzieję, że nie zawiodłam Was i zobaczę pod nim DUUŻO komentarzy, które jak przypominam bardzo mnie motywują. Dostaliście tak... szczyptę Justina i wiem, że bardzo na niego czekacie, ale musicie jeszcze wytrzymać ^_^ 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

hdrfuiytrdfhjiuy *-* cudowny! nie mogę się doczekać następnego <3

sweetxpancake pisze...

świeetny. ;D

sara. pisze...

Świetne ^^ Bardzo mi się podoba. HAHAH Justiiiiiiin ^^ Zapraszam do mnie http://nothing-like-us-with-jb.blogspot.com/

paullalov pisze...

świetne ! pierwsze opowiadanie które czytam i jest bez Justina w pierwszym rozdziale. a przeczytałam tych opowiadań dość sporo. ;) czytam dalej. ;d

Olivia pisze...

Super ^^

Małgośka .♥. pisze...

Ekxtra! <3