26.04.2013

Rozdział Siódmy

~~~~~~~~~~MILEY

Wyszłam z łazienki ubrana w jeansowe spodenki, białą koszulkę z napisem "ROCK&ROLL" i czarną kamizelkę. Przeszłam korytarz, aby chwilę później znaleźć się w przejrzystym salonie. Wyobraźcie sobie moją minę, kiedy zastałam tutaj Justina i Ashley... śmiejących się. Dosłownie szczęka mi opadła na ten widok, bo myślałam, że nigdy się go nie doczekam. Jednak nieco ulżyło mi na myśl, że nie będę musiała już wysłuchiwać tych bezsensownych kłótni przynajmniej przez jakiś czas... Szatyn podniósł swój wzrok na mnie, a ja od razu poczułam jeszcze do niedawna nieznajome uczucie w okolicach podbrzusza. Posłałam mu lekki uśmiech, który odwzajemnił i modliłam się w głębi duszy, aby się nie zarumienić. Przeczesałam dłonią włosy i spojrzałam na zegarek, na którym widniała już 12:34. Podniosłam brwi, ponieważ dosłownie nigdy tyle nie spałam. Zerknęłam na blondynkę, a ona jednoznacznie poruszyła brwiami, na co odpowiedziałam jej gniewnym spojrzeniem. 
- Dawno wstaliście? - spytałam w końcu.
- Około dziewiątej... coś około. - odpowiedziała mi przyjaciółka i od razu zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że nie wstałam wcześniej i nie pomogłam im sprzątać. Ja wymyśliłam imprezę, a oni musieli to wszystko ogarnąć. A tak szczerze mówiąc to w domu było czysto jak nigdy... To też podejrzane. 
- Oh. Przepraszam. - odparłam i szybkim krokiem niemalże uciekłam do kuchni. Schyliłam się i otworzyłam lodówkę, z której wyciągnęłam butelkę soku marchwiowego. Wzięłam parę łyków i odstawiłam na miejsce, a kiedy trzasnęłam drzwiczkami, ujrzałam przed sobą Ashley. Stała z rękami skrzyżowanymi na piersi i lekko uniesionym kącikiem ust. Przygryzłam dolną wargę i oparłam się o blat, próbując ją ignorować. Wiedziałam co się zaraz zacznie. 
- Nawet z nim nie pogadasz? - mruknęła zadziornie, na co jeszcze mocniej wbiłam zęby w wargę. 
- O czym? - odezwałam się po dłuższym czasie, nadal na nią nie patrząc.
- No o wczorajszym... Nie byłaś spita, więc powinnaś pamiętać, że... - chciała kontynuować, ale przerwałam jej energicznym ruchem ręki. Od razu zamilkła, na szczęście. Jednak wiedziałam, że jeśli za niedługo czegoś nie powiem, znowu się zacznie. 
- To było... - szepnęłam, chcąc być pewna, że Justin nie usłyszy. - Impulsywne. - dokończyłam nieco przeciągając ten wyraz. 
- Jasne, jasne. - przewróciła oczami. - Nieważne. Słuchaj... - zaczęła nieco tajemniczo, czym zwróciła moja uwagę.
- Huh? - spytałam, aby kontynuowała. 
- Muszę wyjechać... na parę dni. - mruknęła, a ja pokręciłam głową. Myślałam, że jest okej. 
- Ale dlaczego?! - niemalże pisnęłam. Może działałam zbyt impulsywnie, ale kiedy ostatnia moja przyjaciółka powiedziała, że "wyjeżdża na parę dni", nie wróciła. A do Ashley byłam strasznie przywiązana, bo spędzałyśmy praktycznie każdą chwilę razem. Czułam się nieswojo, kiedy nie było jej obok. 
- Moja siostra ma problemy. Mama sobie z nią nie radzi i poprosiła, żebym przyjechała. - oznajmiła z przybitym wyrazem twarzy. 
- Oh... - mruknęłam, spuszczając głowę. - Kiedy jedziesz? 
- Już dziś popołudniu. - odparła, a ja westchnęłam tylko. Wiedziałam jak martwi się o swoją siostrę i w sumie nie dziwiłam się, że chce jechać do domu. Nienawidzę Briana, ale gdyby miał kłopoty...cóż. Pewnie też bym pojechała. 
- Ok. Pociągiem? - upewniłam się.
- Tak, tak. - skinęła głową, na co odpowiedziałam jej tylko słabym uśmiechem i zaczęłam szukać czegoś na śniadanie. 
~~~~~~~~~~MILEY

Weszłam do mieszkania, a na mojej twarzy widniał grymas. Ashley powiedziała, że wróci za tydzień, więc to w sumie nie tak długo. Trzasnęłam drzwiami i rzuciłam klucze na półkę wiszącą obok. Ściągnęłam z ramion skórzaną kurtkę i czarne botki. Przechodząc do łazienki, zauważyłam, że Justin żywo dyskutuje z kimś przez telefon, energicznie gestykulując każde słowo. Ciekawość była silniejsza, więc stanęłam w kącie i z założonymi na klatce piersiowej rękami, obserwowałam szatyna. 
- Szukam! - warknął, chyba nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności.  - Nie, ale znajdę. - oznajmił podirytowanym tonem. Ściągnęłam obie brwi, zastanawiając się nad sensem jego słów. Czego on mógł szukać... Mieszkania? - Daj mi jeszcze parę dni. - powiedział spokojniej. - Tak, parę. Nie wiem kurwa. Cztery, pięć? - zaproponował. - Uda mi się. Na razie. - rozłączył się i przeczesał swoje włosy, ciągnąc lekko za ich końce. Nie przerywając tej czynności, odwrócił się, a kiedy zobaczył, że na niego patrzę, stanął jak wryty. Nie rozumiałam jego reakcji.
- Miley? - jęknął cicho, po dłuższym czasie, na co z rozbawieniem lekko kiwnęłam głową. - Tak szybko wróciłaś? - spytał głupio. Zaśmiałam się cicho. No przecież widział, że tu jestem, więc to oczywiste.
- Tak, jak widać. - odparłam. - Wszystko w porządku? Potrzebujesz pomocy, czy coś? - spytałam, przygryzając dolną wargę.
- Nie, nie. Wszystko jest ok. Dzięki. - uśmiechnął się blado i wyminął mnie, kierując się do kuchni. Widziałam, że nie ma ochoty na ciągnięcie tego tematu, więc po prostu skierowałam się do łazienki, w której przebrałam się w szare dresy i białą bokserkę. Włosy związałam w chaotycznego koka. Usiadłam na kanapie i zajadając się popcornem, zaczęłam oglądać jakiś durny serial. Zerknęłam w bok i zobaczyłam Justina w dresach i czarnej bluzie. Zaśmiałam się spoglądając na siebie i na niego, parę razy na zmianę.
- EEEJ. - pisnęłam. - Ściągasz ode mnie styl. - zaśmiałam się, w czym mi zawtórował. 
- Zostań moją stylistką. - zaproponował, poruszając zabawnie brwiami.
- Jasne, jasne. - przewróciłam oczami, wracając do oglądania telewizji. 
- Idę biegać, idziesz ze mną? - zaproponował. 
- Z moją kondycją na pewno! - mruknęłam, a w moim głosie dało się wyczuć sarkazm. Co jak co, ale bieganie nie było moją mocną stroną. Zawsze unikałam w-fów, więc nigdy nie narażałam się na jakikolwiek wysiłek fizyczny. 
- Daj spokój. Zniżę się do twojego poziomu. - odparł z chytrym uśmieszkiem na twarzy. 
- Ha ha ha! - krzyknęłam. - Bardzo śmieszne. - przewróciłam oczami, choć tak naprawdę byłam tym wszystkim nieźle rozbawiona.
- Co będziemy tak w domu siedzieć. Chodź. - zrobił minę małego szczeniaczka, a ja wybuchnęłam głośnym śmiechem i rzuciłam mu prosto w twarz popcornem, który złapał prosto do ust i połknął. 
- Oj no dobra. - podniosłam się i złapałam fioletową bluzę, leżącą na fotelu obok. Nałożyłam ją na siebie i stanęłam obok szatyna. - No to chodź. - złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam w stronę przedpokoju, gdzie włożyliśmy buty, aby po chwili wyjść z mieszkania. 
~~~~~~~~~~MILEY

Zaśmiałam się, spoglądając przez ramię. Nie kłamałam mówiąc, że mam słabą kondycję... Po prostu Justin ma jeszcze gorszą. Przystanęłam na chwilę, opierając dłoń o biodro i uśmiechnęłam się, kiedy wreszcie do mnie dobiegł. 
- Mówiłaś, że wolno biegasz! - niemalże pisnął, przez wdech, którego mu aktualnie zabrakło. 
- Nie. Mówiłam, że mam SŁABĄ KONDYCJĘ. Po prostu nie wiedziałam, że masz gorszą. - wystawiłam język, lekko mrużąc oczy. 
- Jesteś okrutna. - założył ręce na klatce piersiowej, udając obrażonego. 
- Ja? Gdzie? Kiedy? - wzruszyłam ramionami, rozglądając się dookoła. 
- Ty. Tu. Teraz. - odpowiedział na każde pytanie, nawet na mnie nie patrząc. Poczochrałam jego idealnie ułożone włosy, które nawet w nieładzie wyglądały niezwykle seksownie.  - Nie, nie! - pokręcił głową, przeczesując je palcami i podbiegł do mnie, po czym odwzajemnił się, również czochrając moje włosy. Pisnęłam uciekając, ale szatyn złapał mnie w pasie i kilkakrotnie zrobił obrót o 360 stopni. 
- Jesteś głupi. - mruknęłam, poprawiając się.
- A ty wredna. - odgryzł się, uderzając mnie lekko w ramię. Wyciągnęłam z kieszeni iPhone'a i włączyłam aparat, ustawiając Justina pośrodku ekranu. - Co ty robisz? - spytał zdezorientowany.
- Robię zdjęcie największego frajera na świecie... Tak wiesz... Dla wnuków. - odpowiedziałam "poważnie", tłumiąc w sobie śmiech. 
- O ile będziesz miała wnuki. - zaśmiał się, przez co uderzyłam go w głowę. Wziął mi telefon z ręki i objął mnie ramieniem.
- A ty co odwalasz? - zaśmiałam się, patrząc na niego.
- Skoro fotografujemy frajerów, powinniśmy się znaleźć na tym zdjęciu oboje. - oznajmił i zrobił zdjęcie. 
- Bardzo kurczę śmieszne. - miałam coś jeszcze dodać, kiedy niedaleko usłyszałam cichy płacz. Oboje zamilkliśmy, próbując wyłapać źródło tych dźwięków, oboje stwierdziliśmy, że jest to najbliższa uliczka. 
Powoli podeszłam w tym kierunku  rozejrzałam się, a kiedy zobaczyłam małą, brudną dziewczynę, skuloną przy śmietniku -- moje serce zamarło, a do oczu napłynęły łzy. 
- Justin... - szepnęłam, pokazując chłopakowi nieznajome dziecko. Podeszliśmy do niej i dopiero teraz dostrzegłam jaka śliczna była. Ciemne, polokowane i mimo iż przetłuszczone, śliczne włosy otulały okrągłą twarzyczkę. Zielone oczy były całe czerwone od płaczu, a policzki mokre od łez. Kąciki jej malinowych ust skierowane były w dół. 
- Co to... - szepnął po chwili Justin, czym spowodował, że brunetka podniosła na nas wzrok i od razu zamarła. 
- Proszę, nie zabierajcie mnie! - krzyknęła, cofając się w cień. 
- Cii. - szepnęłam, powoli zbliżając się do niej i niepewnie objęłam ją. Od razu wtuliła się we mnie i zaczęła mocniej, i głośniej płakać. Przycisnęłam ją z całych sił do siebie, próbując powstrzymać łzy, które niepohamowanie cisnęły się do moich oczu. 
- Zabierzmy ją do mieszkania. - zaproponował szatyn, skinęłam głową i podniosłam się. Trzymałam ją nadal w rękach i dopiero teraz odczułam, jaka ciężka jest. - Wezmę ją. - szepnął, ale ona tylko pokręciła głową i niemal wbiła małe paluszki w moje plecy. Skrzywiłam się, ale starałam się być wytrwałą. 

Po parudziesięciu minutach dotarliśmy do mieszkania, gdzie zaniosłam dziewczynkę do mojej sypialni i położyłam na łóżku.
- Cześć. - uśmiechnęłam się ciepło, co niepewnie i z trudem odwzajemniła. - Powiesz mi jak masz na imię? - spytałam. Nie słysząc odpowiedzi zamknęłam oczy, aby chwilę później je otworzyć. - Ja jestem Miley, to jest Justin... - wskazałam na chłopaka, stojącego pod drzwiami. - A ty to..? - zaczęłam.
- Julia. - odpowiedziała cicho, spuszczając wzrok. 
- Oh. Miło mi, Julia. - uśmiech nie schodził z mojej twarzy. - Masz może ochotę na kakao? - spytałam, nie odrywając od niej wzroku. Kiedy pokiwała głową, spojrzałam na Justina. - Justin zrobi ci pyszne kakao i może jakieś kanapki, huh? - zaproponowała, a widząc kolejne skinienie, szatyn zniknął za drzwiami. - Cóż... Możesz mi powiedzieć, gdzie są twoi rodzice? - spytałam niepewnie, bo nie wiedziałam co mogło się z nimi stać. No raczej żaden normalny rodzic nie pozwoliłby, aby jego dziecko siedziało w jakiś ciemnych uliczkach. 
- Nie ma ich. - odpowiedziała łamiącym się głosem, a ja czułam jak moje serce ściska się. Przełknęłam głośno ślinę. 
- A kto się tobą opiekuje? Ciocia? Rodzice zastępczy? - próbowałam zgasnąć. 
- Dziadkowie. - oznajmiła, a ja pokiwałam tylko głową. W tym samym czasie do pokoju wszedł Justin z kakaem i kanapkami. Odebrałam od niego tacę i postawiłam przed Julią, która od razu zabrała się do jedzenia. Musiała być strasznie głodna i nieźle przemarznięta. 
- Zjedz, a ja pójdę przyszykować ci kąpiel, dobrze? - spytałam, ponownie skinęła z ustami pełnymi kakaa. Przeszłam do łazienki i odkręciłam ciepłą wodę. Nalałam do wanny odpowiedniego płynu, a już po chwili cała zapełniła się pianą. Odwróciłam się i zobaczyłam Justina, który mi się przyglądał. 
- Straszne. - szepnął. Nie odezwałam się, tylko zaczęłam szukać jej w szafce jakiejś pidżamy. Natrafiłam na zbyt małą na mnie koszulkę na ramiączkach z Hello Kitty i szare spodenki. Położyłam je na szafce obok wanny wraz z dwoma ręcznikami. 
- Tak. - mruknęłam, mijając go w drzwiach.
~~~~~~~~~~MILEY

Julia usiadła na łóżku, a umyta i zadbana wyglądała jeszcze śliczniej. Wilgotne jeszcze włosy lepiły się do twarzy, a na twarzy widniał szczery, szeroki uśmiech, który odwzajemniłam. Dziewczynka z moją pomocą otuliła się śnieżną kołdrą i zamknęła oczy. Pomyślałam, że jest zmęczona, więc wstałam i wychodząc z pokoju, zgasiłam światło. 
- Miley? - usłyszałam jeszcze, więc wróciłam. - Bo wiesz... Rodzice zawsze opowiadali mi na dobranoc jakąś historię. - szepnęła, a ja skinęłam tylko głową. - A... najczęściej tata, więc... - zaczęła niepewnie.
- Chcesz, żeby opowiedział ci to Justin? - spytałam, lekko przechylając głowę. Jakoś nie mogłam wyobrazić sobie Justina, opowiadającego bajki dzieciom. Nie, to zupełnie nie w jego stylu. 
- Jeśli mógłby... - mruknęła nieśmiało, po czym schowała się pod kołdrą. Pokręciłam w rozbawieniu głową i podniosłam się ponownie, kierując się do kuchni 
- Ktoś cię potrzebuje. - mruknęłam w stronę szatyna, który słysząc moje słowa momentalnie się odwrócił. 
- He? - spytał, zaśmiałam się cicho i poklepałam go po ramieniu. 
- Julia prosi, abyś opowiedział jej bajeczkę na dobranoc. - oznajmiłam, a uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Mina Justina też była niezła. Strzelałam, że nikt go jeszcze o coś takiego nie prosił. - Więc? - spytałam, unosząc lekko brwi.
- Idę, idę. - zerwał się szybko i przeszedł do sypialni, w której znajdowała się brunetka. Ciekawa tego widoku, widoku opiekuńczego Justina również podeszłam pod drzwi i oparłam się o framugę. Oboje chyba nie zdawali sobie sprawy z mojej obecności. Julia leżała wtulona w największą poduszkę, a Justin usiadł na łóżku i nie odrywał od niej wzroku.  - O czym chciałabyś posłuchać? - spytał po chwili, a mała nic nie odpowiedziała. - Ok. Opowiem ci historię, której dość często słuchała moja siostrzyczka przed spaniem. - przyzwyczaiłam się, że odpowiada jedynie skinieniem głowy, co i tym razem zrobiła. - No więc... Dawno temu, bardzo dawno żył sobie pewien wredny i samolubny książę.  - uśmiechnęłam się, słysząc te słowa. To brzmiało banalnie, ale w jego ustach jakoś tak inaczej. - Pewnego dnia jego nadworny służący odnalazł kulę, która mogła spełnić tylko jedno życzenie. Książę był uradowany i parę dni spędzał na chodzeniu po zamku i sprawdzaniu, czego mu brakuje. Kiedy stwierdził, że ma wszystko, po raz pierwszy od bardzo dawna wybrał się do miasta, do swoich poddanych. Biorąc od nich wysokie podatki, spowodował, że prawie wszyscy znaleźli się na ulicy. Jednak nie obchodziło go to, przecież "mogli pracować", jak mówił. Kiedy zobaczył na rynku małą dziewczynkę, która kradła bułki od piekarza, podszedł do niej i spytał, dlaczego to robi. Odpowiedziała, że nie ma co jeść, a jej mama jest chora i tego potrzebuje. Wtedy książę zauważył, że nie robił dobrze, będąc samolubnym. Wtedy z ust dziewczynki wydostały się słowa "chciałabym, aby wszystko było tak, jak kiedyś. Tak, jak było podczas rządów starego władcy". Magiczna kula, którą książę miał przy sobie, zaczęła się trząść. Oznaczało to, że wystarczy ją rozbić, aby życzenie się spełniło. I zrobił to. Uderzył z całej siły o chodnik, a kawałki szkła rozleciały się po całym placu. Od teraz czuł, że musi dbać o poddanych i już nigdy nie było tak jak dawniej. - zakończył, a mi zaparło wdech w piersi. Nie sądziłam, że Justin, podrywacz będzie w stanie opowiedzieć tak coś... mądrego i niosącego przekaz. Odchrząknęłam, a wtedy oboje spojrzeli na mnie i uśmiechnęli się. 
- Szkoda, że nie mam takiej czarodziejskiej kuli, wiecie czego bym sobie zażyczyła? - spytała, spoglądając to na mnie, to na Justina. 
- Czego? - szepnęłam z uśmiechem, spodziewając się czegoś w stylu "nowa lalka, miś" i tak dalej. 
- Żeby moja mama i tata wrócili... - szepnęła, a ja poczułam, jak do moich oczu napływają łzy. Ta dziewczynka miała w sobie tyle... żalu, smutku, że to było aż nienormalne, aby dziecko w jej wieku tak się zachowywało. Przełknęłam głośno ślinę, likwidując tym samym gulę w moim gardle i uniosłam kąciki ust ku górze. - Bardzo za nimi tęsknię. - dodała ledwo słyszalnie.
- Wiesz... Pomyśl, że teraz twoi dziadkowie za tobą tęsknią. Nie wiedzą, gdzie jesteś i co się z tobą dzieje. Na pewno się martwią. To, że nie są twoimi rodzicami, nie znaczy, że nie kochają cię równie mocno. Jesteś dla nich na pewno bardzo ważna, nie wzięli by cię pod opiekę, gdyby tak nie było. Wiem, że tęsknisz za mamą i tatą, ale to są twoi dziadkowie, jestem pewien, że również ci ich brakuje. - powiedział spokojnie, a ja uchyliłam usta, słysząc te słowa. - Idź już spać, jutro porozmawiamy. - podniósł się i wyszedł z pokoju, a ja razem z nim. Stałam tak i patrzyłam na niego jak jakaś idiotka. - No co? - spytał, wzruszając ramionami. 
- Potrafisz zaskoczyć. - mruknęłam niepewnie. 
- Dość często mi się to zdarza. - odparł "skromnie" i podszedł do mnie bliżej. - Naprawdę myślałaś, że jestem taki zły, że nie będę chciał ten biednej dziewczynce opowiedzieć głupiej bajki na dobranoc? - szepnął, lekko marszcząc nos. Pokręciłam szybko głową. Stał tak blisko, że zapach jego perfum od razu otulił mój nos. Zaczynało się...
- N-nie. - wydukałam. Uśmiechnął się, ukazując rząd idealnie białych zębów. Poczułam to. To uczucie, które towarzyszyło mi wczoraj w łazience. Motylki w brzuchu, suchość w gardle i na wargach oraz nogi jak z waty, dawały o sobie znać. Chciałam jeszcze raz poczuć jego wargi na sobie i w baaaardzo dalekiej podświadomości zaczęłam błagać o choć jeden pocałunek. Stał, patrząc na mnie, a nasze twarze dzieliły tylko milimetry, co było istną katorgą. Nie wytrzymałam i niemalże rzuciłam się na niego, złączając nasze usta. Od razu odwzajemnił ten pocałunek, zjeżdżając dłońmi od moich żeber na biodra. Wplątałam palce jednej dłoni w jego włosy, a drugą zaczęłam jeździć od szyi wzdłuż kręgosłupa. Nawet nie zauważyłam, kiedy przestałam oddychać. To działo się tak szybko. Dopiero zorientowałam się, że Justin powoli usiadł na kanapie, ciągnąc mnie za sobą, jednocześnie nie odrywając naszych ust od siebie. Przerzuciłam włosy na jedną stronę i poprawiłam się, siadając na niego okrakiem. Wydał cichy jęk, kiedy otarłam się zupełnie przypadkowo o jego krocze, przez co na moją twarz wpełzł figlarny uśmieszek. Zaczął całować po kolei moje dołeczki w policzkach, brodę, szyję, dochodząc do obojczyków, zatrzymał się. Odsunęłam się lekko i spojrzałam mu w oczy. Śmiał się, najnormalniej się ze mnie śmiał.  - Z czego się śmiejesz? - spytałam, łamiącym się głosem. 
- Z ciebie. - odparł od razu, wzruszając ramionami. Poczułam, jak moje policzki  się czerwienią, więc szybko z niego zeskoczyłam. 
- Jesteś okropny. - burknęłam, odchodząc. 
~~~~~~~~~~JUSTIN

Wychodząc spod prysznica, wytarłem się i ubrałem bokserki oraz jakiś stary t-shirt. Oblizałem usta, przypominając sobie sytuację z zaledwie godziny temu. Na moją twarz automatycznie wpełzł chytry uśmieszek. Rzuciła się na mnie sama... Czyli ją mam już w małym paluszku. Przeczesałem dłonią wilgotne włosy i wyszedłem z łazienki. Spojrzałem na kanapę, na której leżała Miley. Zerknęła na mnie tylko i przerzuciwszy wzrok na telewizor, zacisnęła szczękę. Zaśmiałem się, kręcąc głową i podszedłem do niej.
- Masz zamiar spać na kanapie? - spytałem, lekko przechylając głowę.
- Co ci do tego? - burknęła.
- Będziesz obolała. - oznajmiłem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, choć w sumie... była. 
- Nie mam wyboru. - przewróciła oczami. 
- Możesz spać ze mną. - zaproponowałem.
- Bardzo śmieszne. Z tobą? - spytała, objeżdżając mnie wzrokiem od dołu go góry. - Nie, dzięki. 
- Daj spokój Miley. Chodź. - mruknąłem, ciągnąc ją za rękę.
- Jezu, daj mi spokój. - jęknęła, wyrywając swoją rękę z mojego uścisku.
- Nie Jezu, tylko Justin i nie. Nie dam ci spokoju. Chodź. Przecież nic ci nie zrobię. - ułożyłem ręce w znak przysięgi, z lekkim uśmiechem na twarzy. 
- Chyba nie dasz mi faktycznie tego spokoju, więc w porządku. - warknęła, podnosząc się. Przeszliśmy do sypialni, gdzie oboje położyliśmy się na łóżku i przykryliśmy kołdrą. Oczywiście Miley odsunęła się ode mnie najbardziej, jak to możliwe, co ponownie mnie rozbawiło. Przysunąłem się do niej i objąłem ją wokół talii, przykładając usta do jej ucha.
- Świetnie całujesz i jesteś słodka, kiedy się złościsz. - szepnąłem, a czując, że cała się spięła, przez to co powiedziałem, ledwo powstrzymałem się przed roześmianiem. - Dobranoc, skarbie. - mruknąłem jeszcze, całując ją w policzek i zamknąłem oczy. 


______________________________
Jest, jest, jest. 
Trochę spóźniony, ale jest. 
Mamusiu, nie wiem jak Was przepraszać. Miał być w środę, a jest dzisiaj i spóźniony o pół godziny. Przepraszam, przepraszam!

CHCIAŁAM WAM OGROMNIE PODZIĘKOWAĆ!
Nie dość, że mam ponad 100 wejść dziennie na bloga, to teraz nieraz ta liczba przekracza 200!!! Wiecie ile to dla mnie znaczy?

KOCHAM WAS, NO KOCHAM! ♥♥♥



OFFICIALNY TWITTER, NA KTÓRYM INFORMUJĘ O ROZDZIAŁACH :)




5 komentarzy:

Unknown pisze...

Kocham cię czekan na nn i zapraszam do sb :)love-is-not-dream-kisss.blogspot.com mam nadzieje że zajrzysz pozdrawiam

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

Świetne opowiadanie :) Widać, że było przemyślane. Chodź dziwi mnie jednak to, że oni znali się zaledwie 2 dni a już zostali przyjaciółmi :D Ale opowiadanie i tak świetne! Czekam z niecierpliwością na NN <3

Anonimowy pisze...

jeeeeeeeeej, Justin jest tu taki.... genialny.! chyba każda Belieber chciałaby poznać takiego Justina :****

Anonimowy pisze...

Kurde, kiedy będzie następny? Czekamy <3