10.05.2013

Rozdział Ósmy


~~~~~~~~~MILEY

Uchyliłam jedno oko, ponieważ byłam przyzwyczajona, że każdego ranka do mojego pokoju wkradają się oślepiające promienie słoneczne. Jednak tym razem wokół panował półmrok, co było miłym zaskoczeniem. Leniwie uchyliłam drugą powiekę i dopiero teraz zauważyłam, że ktoś spuścił żaluzje. Ktoś... ah tak. Spałam z Justin'em. Podniosłam się i rozejrzałam dookoła, ale nigdzie nie dostrzegłam szatyna. Ziewnęłam krótko, przejeżdżając dłońmi wzdłuż mojego ciała. Usłyszałam dźwięk otwierającej się kabiny prysznicowej, a po chwili odgłosy wody. Nietrudno przyszło mi domyślenie się, że Jus jest pod prysznicem. Niechętnie odrzuciłam na bok kremową kołdrę i ściągnęłam nogi na podłogę. Kiedy dotknęłam gołymi stopami zimnych paneli, moje ciało przeszedł dziwny dreszcz. Oblizałam wargi czując jak zwykle suchość w gardle, jednak nie zauważyłam, aby w tym pokoju stało cokolwiek do picia. Westchnęłam i przeczesałam dłonią rozczochrane włosy. Nie wiem ile tak siedziałam, patrząc na pustą ścianę, którą dobrze znałam, ponieważ ten pokój kiedyś należał do mnie. 
- Dzień dobry. - podskoczyłam, słysząc dobrze mi znany, zachrypnięty głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Justina bez koszulki. Na biodrach zwisały jasne jeansy, a włosy były jeszcze mokre, przez co po jego skórze spływały kropelki wody. Wzięłam głęboki wdech i speszona spuściłam wzrok. 
- Hej. - szepnęłam, przygryzając dolną wargę. Do moich uszu doszedł cichy śmiech, przez co podniosłam spojrzenie, które napotkało uśmiechniętego chłopaka. - Co? - spytałam zdezorientowana. 
- Rumienisz się. - oznajmił, a ja szybko dotknęłam jednego policzka, które było dość ciepłe.
- Wcale nie! - prawie krzyknęłam, tupiąc jak małe dziecko. 
- A właśnie, że tak. - ponownie się zaśmiał, a ja tylko przewróciłam oczami. Patrzyłam gdzieś w bok, więc nawet nie zorientowałam się, kiedy położył swoje dłonie na moich biodrach, przez co poczułam dziwny ucisk w okolicach podbrzusza. - Miley, Miley, Miley... - powtarzał moje imię szeptem, a w jego ustach brzmiało tak... inaczej. Przygryzłam dolną wargę, wlepiając spojrzenie w podłogę. 
- Chyba powinnam... iść. - mruknęłam, kiedy staliśmy tak już dłuższy czas. Czułam się trochę niekomfortowo, ale to chyba przez to, że nie mogłam odlepić wzroku od jego torsu. Gdybym nie widziała go teraz bez koszulki, nie powiedziałabym, że jest taki umięśniony. 
- Najpierw mi coś powiedz. - uniósł lekko jeden kącik ust, czemu musiało to wyglądać tak cholernie seksownie? Czemu musiałam właśnie w tym momencie podnieść wzrok?!
- Co? - złączyłam brwi.
- Powiedz to. - nadal drażnił się ze mną i nawet nie próbował powstrzymać śmiechu, który co chwilę słyszałam tuż nad uchem.
- Ale co? - warknęłam zdenerwowana. Nie lubiłam, naprawdę nie lubiłam, kiedy ktoś tak się ze mną... bawił. To było cholernie irytujące. 
- Że mnie lubisz. - odparł tuż po chwili, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Spojrzałam na niego, jak na idiotę.
- Chyba sobie żartujesz. - mruknęłam, czując jak kolejny rumieniec wpełza na moją twarz. 
- No przecież czuję, jak się przy mnie spinasz. - oznajmił, w tym samym czasie mocniej obejmując mnie w biodrach. - Widzisz? - zaśmiał się.
- Nie wiem o czym ty mówisz. - pokręciłam głową, próbując się od niego odsunąć, jednak uniemożliwił mi to. 
- Sądzę, że wiesz. Doskonale wiesz, więc po prostu to powiesz. - przejechał zębami po dolnej wardze, a ja czułam, że robi to specjalnie, to było oczywiste.
- A nawet jeśli, to co? - spytałam, przewracając oczami. 
- To normalne. 
- Więc... Może cię... lubię. - wydukałam, odwracając wzrok. Czułam jak się uśmiecha, przez co również uniosłam kąciki moich ust. Ujął moją brodę i zmusił mnie do spojrzenia na siebie. Nie opierałam się, więc od razu złączył nasze usta, a "banan" nie schodził z jego twarzy nawet przy pocałunku. Prawą dłoń nadal trzymał na mojej twarzy, natomiast lewą lekko zsunął tak, że teraz graniczyła na linii plecy-tyłek i pewnym ruchem przycisnął mnie do siebie. Niekontrolowanie wydobyłam z siebie mruknięcie, kiedy znowu poczułam te pieprzone motylki. - Może lubię cię... - powiedziałam łamiącym się głosem, kiedy przerwał pocałunek. - Trochę... - dodałam z chytrym uśmieszkiem, a kiedy po cmoknięciu mnie w nos, wreszcie mnie puścił, wzięłam głęboki wdech i odeszłam bez słowa.

~~~~~~~~~~JUSTIN

Odwróciłem się, patrząc jak wchodzi do łazienki, a kiedy usłyszałem, jak wchodzi pod prysznic, wiedziałem, że trochę jej to zajmie. Nie miałem czasu, więc dalej z moim uśmieszkiem zacząłem się rozglądać po pokoju. Musiałem to dzisiaj znaleźć, no nie mogłem teraz wszystkiego spieprzyć. Uderzając językiem o podniebienie, jak to miałem w zwyczaju, najpierw sięgnąłem do torebki Miley, którą nie wiem z jakiego powodu, przyniosła tutaj. Przeglądałem dokładnie każdą kieszeń, których było sporo. Słysząc, jak drzwi kabiny się odsuwają, przyśpieszyłem z przeszukiwaniem torebki. Kiedy już traciłem nadzieje, że coś tu znajdę, zobaczyłem płytkę w plastikowym opakowaniu. Od razu je poznałem i szybko wyciągnąłem, chowając za siebie. W momencie, w którym brunetka weszła do pokoju, odłożyłam torebkę na miejsce. Stała przede mną bez słowa, ale widziałem na jej twarzy zadowolenie. Nie miałem wątpliwości, że to przeze mnie. Włosy spięła w koka, wykonała lekki makijaż, który jak dla mnie i tak był jej zbędny. Nałożyła na siebie czarne rurki i kremową koszulkę na ramiączkach oraz jeansową kamizelkę. Sięgnąłem po koszulkę, która leżała na łóżku i przełożyłem ją przez głowę, zakrywając ciało. 
- Em... - Miley mruknęła, przez co zerknąłem na nią. - Chcesz coś na śniadanie? - spytała, przygryzając wnętrze swojego policzka. 
- Jasne. - podszedłem do niej. - Zjem cokolwiek zrobisz. - oznajmiłem, całując ją w kącik ust. Zaśmiała się, na co lekko zmarszczyłem nos. - Huh?
- A wiesz, do czego się właśnie zobowiązałeś? - spytała, a w jej oczach dało się wykryć spore rozbawienie. Lekko skinąłem głową.

~~~~~~~~~~MILEY

Przerzuciłam kolejny raz naleśnika i posłałam dziewczynce siedzącej naprzeciw lekki uśmiech,który odwzajemniła. Justin stał na przedpokoju i prowadził z kimś zawziętą dyskusję przez telefon, której nawet nie próbowałam podsłuchiwać. Nie wiem nawet czy dałabym radę. W czasie, kiedy przekładałam naleśniki na talerz, on zdążył już usiąść obok. Zaśmiałam się, widząc jak niemal ślini się do jedzenia, kiedy polewałam wszystko syropem. 
- Julia, powiesz nam, gdzie mieszkają twoi dziadkowie? Po śniadaniu ja i Justin zawieziemy cię do domu, dobrze? - spojrzałem na nią niepewnie. Usłyszałam, jak przełyka ślinę. Nie chciałam jej do niczego zmuszać, ale powinna już wrócić do domu, ponieważ jej dziadkowie na pewno odchodzili od zmysłów.
- Dobrze. - odpowiedziała dopiero po chwili, przez co nieco się uspokoiłam. Jej usta wygięły się w smutnym uśmiechu. Justin chyba to zauważył, bo poklepał ją po ramieniu.
- Wszystko będzie w porządku. Po drodze wstąpimy po lody, co ty na to? - spytał, a ja nadal nie mogłam uwierzyć, jakim cudem ma taki dobry kontakt z dziećmi.
Po śniadaniu wszyscy ubraliśmy się i opuściliśmy mieszkanie, po czym zgodnie ze słowami Jusa pojechaliśmy do cukierni. Nie sądziłabym, że taka mała istotna, jak Julia może pochłonąć taką ilość słodkości na raz. Cóż, widocznie każdy może czymś zaskoczyć. Jednak kiedy powiedziałam, że czas się zbierać... jej uśmiech znikł. Szatyn też zdawał się przygasnąć, ponieważ przez całą drogę nie odezwał się nawet słowem.
Okazało się, że dziadkowie Julii mieszkają w dość bogatej dzielnicy. Rozglądałam się dookoła. Nie myślałam, że takie dziecko może zechcieć opuścić takie miejsce. Wokół było mnóstwo placów zabaw, na których szalały dzieciaki w wieku brunetki. Mogłoby zdawać się, że nikt nie chciałby stąd uciekać... jednak kiedy ktoś przeżyje coś takiego, już nic się nie liczy. Wiesz, że więcej nie zobaczysz osoby, którą tak bardzo kochasz. Zerknęłam na Justina i z niewiadomej przyczyny poczułam w brzuchu ukłucie. Był skupiony na szukaniu odpowiedniego domu. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, tak samo jak ręce na  czarnej kierownicy. 
- To... tutaj. - usłyszałam cichy głos dziewczynki, a po chwili samochód zatrzymał się obok kremowego domu z pięknym, zielonym ogrodem. Złapałam ją za rękę i zaczęłam iść w stronę drzwi wejściowych. Justin cały czas szedł za nami, a kiedy zerknęłam na niego przez ramię, zerkał na Julię z lekkim uśmiechem. Zapukałam lekko w białe, duże drzwi, które od razu otworzyła starsza kobieta o siwych włosach. Ubrana była w granatowy sweter, pod którym miała białą koszulę oraz kremową spódnicę, która idealnie pasowała do tegoż samego koloru butów. Kiedy spojrzałam na jej twarz, dostrzegłam liczne zmarszczki oraz łzy w piwnych oczach. Z początku przyglądała mi się na chwilę, a z chwilą kiedy dostrzegła brunetkę, niepewnie wychylającą się zza moich pleców, zamarła.
- J-Julia? - wyjąkała, zniżając się do poziomu dziewczynki. - Julia. - dodała pewniej i głośniej, po czym objęła wnuczkę, która powoli rzuciła się w jej ramiona. - Boże. - szepnęła, co brzmiało nieco niewyraźnie, przez to, że twarz miała zatopioną w gęstych włosach. 
- Dzień dobry. - odezwałam się dopiero po chwili, przerywając tym samym ciszę, która panowała wokół. Kobieta podniosła wzrok, a po jej policzkach spływały łzy, jednak byłam całkowicie pewna, że to łzy szczęścia. Szybko je otarła i wyciągnęła do mnie dłoń.
- Dzień dobry. Eliza Johson. - wymieniłyśmy się uściskiem dłoni oraz uśmiechami.
- Miley Cyrus. Jest pani babcią Julii. - bardziej oznajmiłam, niż zapytałam. Kobieta skinęła lekko głową, przenosząc swój wzrok na dziewczynkę. 
- Tak. - odezwała się dopiero po jakimś czasie. - Wejdziecie? - zerknęła na Justina, który stał ze wzrokiem wlepionym w szary chodnik. 
- Jasne. - odparłam, po czym weszłam do środka. Wszystko wokół było jasne, co dodawało pomieszczeniu świeżości. Pani Johson musiała nie pracować, ponieważ dom był strasznie zadbany, więc musiała mieć na to sporo czasu. Przeszliśmy do salonu, po czym usiedliśmy na kremowej sofie, kiedy Eliza wyszła do kuchni po coś do picia, a gdy wróciła, usiadła na brązowym fotelu i przyglądała się nam w ciszy, pijąc jak zgaduję herbatę. 
- Mogę wiedzieć, jak znaleźliście moją wnuczkę? - usłyszałam jej ochrypnięty głos, kiedy odłożyła na szklaną ławę filiżankę. Spojrzałam na Justina, który tylko wzruszył ramionami, więc wiedziałam, że to ja będę mówiła. Bez dłuższego owijania w bawełnę zaczęłam tłumaczyć kobiecie, gdzie i w jakich warunkach znalazłam Julię, na co ona szeroko uchyliła usta. Zatrzymałam się, zanim chciałam powiedzieć jej, jak bardzo nie chce tutaj przebywać. Wiedziałam, że tak naprawdę chciała. Po prostu nie była przyzwyczajona do... innego trybu życia. Kiedy skończyłam moją dość długą wypowiedź, pani Eliza po prostu wstała i objęła mnie, cicho łkając w moje ramię. Nienawidziłam, kiedy ktoś płakał przy mnie. Moje serce od razu się kurczyło i czułam ten nieprzyjemny uścisk w brzuchu. Pogłaskałam ją po plecach. 
 Po wypiciu herbaty i zjedzeniu masy ciasteczek, przez które czułam się co najmniej 10 kg cięższa, opuściliśmy posiadłość państwa Johson. Justin zasiadł na miejscu kierowcy, a ja tuż obok niego na siedzeniu pasażera. Cały czas był cichy i przygaszony. Irytował mnie swoim zachowaniem, a zwłaszcza tą nienaturalną wręcz pewnością siebie, ale teraz denerwował mnie jeszcze bardziej. Nie wiedziałam, dlaczego tak jest, więc po prostu nic nie mówiłam... Jadąc autostradą włączyłam radio, a kiedy usłyszałam ulubioną piosenkę, kąciki moich ust uniosły się ku górze. - Rety, kocham to. - zaśmiałam się, pogłaśniając na maksa. 
- Ja też. - usłyszałam ochrypnięty głos szatyna. Zerknął na mnie i uśmiechnął się lekko, po czym wrócił do patrzenia na jezdnię. Przełknęłam ślinę i zaczekałam chwilę, po czym odezwałam się niepewnie.
- Stało się coś? - spytałam, wlepiając wzrok w stale zmieniający się obraz za oknem. 
- O co dokładniej ci chodzi? - mruknął, a ja przewróciłam oczami, a wraz z tym wydałam z siebie ciche westchnienie.
- Jesteś... inny. Jakiś taki smutny. - oznajmiłam, przygryzłam mocno dolną wargę. 
- Zdaje ci się. - uśmiechnął się. Spytacie teraz, skąd to wiem, skoro patrzę w szybę? To oczywiste. Justin mówi zupełnie inaczej, kiedy się uśmiecha, a zupełnie inaczej, kiedy się... Nie uśmiecha. 
- Doprawdy? - przeniosłam na niego wzrok i nie myliłam się. Jego usta wykrzywione były na kształt banana, który znikł, kiedy obdarzyłam go poważny spojrzeniem.
- Tak. - położył swoją dłoń na mojej, którą trzymałam na fotelu. - Nigdy bym cię nie okłamał. - jego twarz ponownie się rozpromieniła, aby szybko zbliżyć się do mojej. Poczułam tylko muśnięcie jego warg o mój policzek. Skinęłam głową, a w środku zrobiło mi się tak jakoś cieplej. Lubiłam słyszeć coś takiego, ponieważ strasznie nie lubię kłamstwa. 

~~~~~~~~~~MILEY

Słysząc dźwięk dzwoniącego telefonu, szybko złapałam za komórkę i odebrałam połączenie. Z telefonem przy uchu usiadłam na fotelu, a na dźwięk głosu mojej przyjaciółki, od razu się rozweseliłam. 
- Cześć Miley. - przywitała się.
- Cześć, co tam u twojej siostry? Wiesz już o co chodzi? - spytałam. Naprawdę przejmowała się tą sprawą, ponieważ Becky także traktowałam jak siostrę. Kiedy mieszkałyśmy jeszcze w rodzinnym miasteczku, zawsze wychodziła gdzieś z nami. Nie była jak te siostry, które donoszą na ciebie o wszystkim. Wręcz przeciwnie... Kiedy była potrzeba, Becky kryła nas na wszelki sposób. Sądzę, że nawet teraz byłaby w stanie wymyślić jakąś wymówkę, aby uratować nas od kłopotów. 
- Jest ok. To nic... poważnego. Jednak cieszę się, że przyjechałam. - odparła.
- Faktycznie... Dawno nie odwiedzałaś rodziny. Coś się zmieniło? - nadal zadawałam pytania. Nie sądziłam, że jestem taka ciekawska. 
- Oprócz remontu... w sumie nic. - zachichotała, w czym jej zawtórowałam. Mama Ashley to była bardzo... zdecydowana kobieta. Wiedziała czego chcę, zawsze musieliśmy się jej podporządkować, ale była w porządku. Można było z nią pogadać, zawsze coś doradziła. - A co w Nowym Jorku? Co u cieb...was? - poprawiła się, a ja ponownie się zaśmiałam.
- Jest ok... Nawet bardzo ok. - oznajmiłam, a przypominając sobie sytuację z rana... poczułam jak moje policzki stają się cieplejsze. 

-[...]Może cię... lubię. - przeszło mi przez głowę, a głos blondynki "sprowadził mnie na ziemię".

- Miley... Co masz na myśli, mówiąc 'bardzo ok'? - spytała podejrzliwym głosem, a ja mimowolnie przewróciłam oczami. 
- No jest... ok. Co mogę ci powiedzieć? - spytałam, choć wiedziałam, że to jej nie wystarczy.
- Czy stało się coś, o czym nie wiem? - cała Ashley. Lubi wszystko kontrolować, jestem pewna, że ma to po mamie.  - Mileyyyyyyyy, czy ty i Justin. - pisnęła, kiedy nie odpowiadałam na poprzednie pytanie.
- Nie! - od razu zaprzeczyłam i mimo że mnie nie widziała, zaczęłam jak idiotka kręcić głową. 
- Oh! Więc mów. - jęknęła zniecierpliwiona. 
- No... spałam z nim... w jednym łóżku. No i rano powiedziałam, że go lubię... i teraz jest jakoś inaczej. - mruknęłam niepewnie. Wiedziałam, że gdzieś w domu jest Justin, a niezbyt chciałam, aby to usłyszał.
- Iiiiiiiip! - usłyszałam pisk, przez który odsunęłam telefon od ucha. - To świetnie! - ponownie usłyszałam jej podwyższony głos.
- Uspokój się. - zachichotałam. Nie wiedziałam, że tak na to zareaguje. Cóż... Ashley potrafi zaskakiwać.
- Więc... To już na pewno? - szepnęła, jakby nie chciała, aby ktokolwiek ją usłyszał. 
- Tak mi się wydaje. - wzruszyłam ramionami. - Ale wiesz... Ja tam mało wiem o związkach, więc mogę się mylić, ale... - zaczęłam, jednak nie zdążyłam dokończyć.
- Nie ma żadnego 'ale'! - krzyknęła. - Muszę już iść, ale zadzwonię potem, wszystko mi dokładnie opowiesz. - zaśmiała się cicho.
- Gdzie idziesz? Jest późno. - zmartwiłam się. Była 22:46, a w miasteczku, z którego pochodzę... Cóż. Nie oszukujmy się. Nie jest to najbezpieczniejsza okolica. 
- Daj spokój. Lecę, pa! - usłyszałam sygnał przerwanego połączenia, więc przygryzając wolną wargę, odłożyłam telefon na stół. 

~~~~~~~~~~JUSTIN

Włożyłem na siebie bluzę, po czym wyszedłem z sypialni. W salonie zastałem Miley. Uśmiechała się słodko i z niewiadomych przyczyn była lekko zaczerwieniona, co szczerze mówiąc dodawało jej uroku. W dłoniach trzymała kubek z herbatą, a jej nogi opierała o oparcie fotela, na którym siedziała. Podszedłem do niej i starając się nie zwrócić na siebie jej uwagi, przysunąłem twarz do jej szyi, po czym krótko ją pocałowałem. Podskoczyła, co wywołało, że na mojej twarzy pojawił się szeroki, rozbawiony uśmiech. Kiedy odwróciła się i zobaczyła, że to tylko ja, jak zwykle przewróciła oczami i wróciła do poprzedniej pozycji. Położyłem brodę na jej ramieniu, objęła moją szyję rękami odchylając głowę w bok. Zacząłem całować ją po szyi, czułem jak staje się bardziej rozluźniona, a zarazem spięta. Ostatni raz pocałowałem ją w brodę i odsunąłem się od niej, przez co zauważyłem na jej twarzy grymas. Ponownie się uśmiechnąłem.
- Idę... pobiegać. - zmyśliłem na poczekaniu, dobrze, że ubrałem dresy. 
- Oh, może pójdę z tobą. - już wstawała, ale ja szybko pokręciłem głową. 
- Nie, nie! - szybko zaprotestowałem. - Znaczy się... muszę jeszcze załatwić parę spraw i na pewno zejdzie mi nad tym długo, a nie chcę, abyś sama wracała do domu. - wytłumaczyłem się i chociaż wiedziałem, że to jej nie zadowala, domyślałem się także, że odpuści sobie dalsze dopytywanki. Skinęła tylko głową i wróciła do pozycji, w której ją tutaj zastałem. 
- W porządku. Uważaj na siebie. - mruknęła tylko, a ja w odpowiedzi pocałowałem ją krótko w usta. - Miłego biegania! - krzyknęła jeszcze zanim wyszedłem. 
- Cześć. - odparłem i wyszedłem z mieszkania.
Wchodząc w znajomą uliczkę, narzuciłem na głowę kaptur, a widząc jego, na mojej twarzy pojawiło się obrzydzenie. Nienawidziłem James'a. Nienawidziłem, kiedy ktoś kazał mi robić coś, na co ochoty w ogóle nie miałem, a on wydawał mi tylko takie polecenia i nie trudno idzie zgadnąć, że na złość. - Justin... - zaczął, uśmiechając się sztucznie. - Jak miło cię widzieć. - wystawił w moją kierunku dłoń, którą po dłuższej chwili uścisnąłem. - Masz to, o co cię prosiłem? - spytał, poprawiając kapelusz, który znajdował się na jego półłysej głowie. - Jeśli tak, to świetnie. Daj mi ją... Wymyśl jakąś dobrą bajeczkę, żeby ta suka więcej się do ciebie nie zbliżyła. - syknął, a ja tylko zacisnąłem szczękę. Nie chciałem z tego rezygnować. Nie myślałem, że tak polubię Miley... 
- Nie mam jej. - mruknąłem, ledwo słyszalnie. 
- Co? - warknął, zbliżając się do mnie, przez co ja zrobiłem krok w tył. - Jak to nie masz?! - krzyknął, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że wokół jednak mieszkają jacyś ludzie.
- No kurwa normalnie, N I E  M A M. - przeliterowałem, czym chyba nieźle go zdenerwowałem, chociaż on cały czas chodzi podirytowany. 
- Jaja sobie ze mnie robisz?! Mówiłeś, że ją masz, więc teraz nie pierdol, tylko oddawaj mi tą zasraną płytę! - cały już wrzał. W sumie nie rozumiałem, czemu ta płyta była taka ważna. Nigdy nie zagłębiali mnie w swoje plany, ja byłem od brudnej roboty, co zaczynało mi się coraz bardziej nie podobać. 
- Jednak to... nie była ta. - wzruszyłem ramionami. Nawet nie zorientowałem się, kiedy dostałem w twarz. Mężczyzna popchnął mnie i przygwoździł do muru. 
- Nie podoba mi się to, Bieber. - syknął mi prosto w twarz, od razu poczułem zapach drogiego alkoholu i dymu papierosowego.
- Cóż... Nic nie mogę zrobić. - syknąłem, po czym odepchnąłem go ode mnie. Chyba zapominał, że ja jestem od niego młodszy, a on już nie jest taki silny. 
- Jesteś pewien, tak? - założył ręce na piersi, a kiedy skinąłem głową, po prostu odszedł. Pokręciłem z nie do wierzeniem głową i zacząłem biec w stronę powrotną, aby sprawiać przynajmniej wrażenie, że biegałem. 

~~~~~~~~~~MILEY

Wyszłam z łazienki, a moje włosy były jeszcze wilgotne. Co chwilę przeczesywałam je palcami, idąc w stronę kuchni. Mikrofalówka wydała dźwięk, co oznaczało, że moje danie jest już ciepłe. Otworzyłam drzwiczki i wyciągnęłam pizzę na talerz, po czym usiadłam na wysokim krześle przy blacie. Mruknęłam coś pod nosem, kiedy mój telefon ponownie się odezwał, ale uśmiech zastąpił grymas, kiedy zobaczyłam, że dzwoni Ashley. Szczerze mówiąc, to nie byłam pewna, czy jeszcze dziś zadzwoni, ale widocznie mówiła na poważnie, więc bez jakichkolwiek niepewności przesunęłam palcem po wyświetlaczu telefonu i przyłożyłam go do ucha. 
- Zapomniałaś o czymś, nie powinnaś już spać? - zaśmiałam się, biorąc do rąk pizzę i ugryzłam mały kawałek. 
- Miley... Pomóż mi. - niemalże wyplułam całą zawartość swojej buzi, słysząc zapłakany głos przyjaciółki. 
- Ashley?! - pisnęłam, wycierając chusteczką usta. Na początku pomyślałam, ze z jej siostrą znowu coś nie tak, ale to uczucie było czymś zupełnie błahym w porównaniu, do lęku, który mnie opanował, kiedy usłyszałam po drugiej stronie męski głos. Co gorsza, znany męski głos. 

- Boisz się? - usłyszałam po drugiej stronie, a moje ciało przeszedł zimny dreszcz, przełknęłam ślinę. 

- Witaj Miley. - momentalnie podniosłam się z krzesła i uderzyłam plecami i lodówkę, która stała za mną. - Jest ze mną twoja przyjaciółka. - oznajmił ochrypłym głosem. To było głupie, biorąc pod uwagę, że właśnie przed chwilą z nią rozmawiałam, ale w tej chwili nie było mi do śmiechu, zupełnie nie było.

___________________________________ 
Jeju, ależ ja to zawaliłam:'C
Przepraszam Was, że nie dodawałam nowego rozdziału, a kiedy już dodałam to... takie coś. Zupełnie nie mam weny, a nadchodzi wystawianie ocen, więc muszę się więcej uczyć. Jednak mam nadzieję, że mi wybaczycie i zostaniecie chociażby do końca pierwszej części, ponieważ finał jest już blisko! 
Oczywiście mam nadzieję, że tym razem spotkam więcej komentarzy, ponieważ TO ONE NAJBARDZIEJ MOTYWUJĄ MNIE DO PISANIA NOWEGO ROZDZIAŁU. 

Zapraszam oczywiście na:



Pamiętajcie przede wszystkim, że bardzo Was kocham. Gdyby nie Wy, to opowiadanie by nie istniało ♥




11 komentarzy:

sweetxpancake pisze...

świeetny, a końcówka najlepsza. jestem strasznie ciekawa co z Ashley.
czekam na nn. ;*

Unknown pisze...

Super super kocham cię heh :) rozdział cudowny czekam nn

Anonimowy pisze...

Suuuuuuuper ♥♥♥

Anonimowy pisze...

trzyma w napięciu! SUPER OPOWIADANIE ! oczywiscie nie moge sie doczekac nastepnego! :D

Anonimowy pisze...

bardzo mi się podoba to opowiadanie,czekam na nn :)

belieberka pisze...

to jest swietne i jak to ,,zblizamy sie do finalu'' przestajesz pisac czy jak? o co chodzi?
nie nie przestawiaj ja to kocham nie mozesz prosze

Anonimowy pisze...

Aaa, hjfbd♥ Według mnie to było niezłe. Dodatkowo lubię kryminały więc ostatnie akapity.. Aww ♥ Czekam na następny rozdział, oby szybko! :> /A.

Anonimowy pisze...

czytałam juz wiele blogów.. o podobnej tematyce.. ii musze przyznac że twój jest swietny.;d.. czekam na nn!!:)

Unknown pisze...

CZEKAMY!! DODAWAJ JESTEŚ GENIALNA <3

Unknown pisze...

TO JEST BOSKIEE !! <3 proszę Cię tylko nie przestawaj pisać ,bo to jest genialne ,naprawdę zaciekawiło mnie to i nie mogę doczekać się następnego rozdziału :)

Anonimowy pisze...

Nie no genialny rozdzial! Juz jestem ciekawa nastepnego!