7.06.2013

Rozdział Dziewiąty

~~~~~~~~~~MILEY

Miałam ochotę w tym momencie zapaść się pod ziemię. Po prostu zniknąć i nie wychodzić nigdy. W moim życiu zawsze szło coś nie tak, jak powinno. Poczynając od pracy, której nienawidziłam, poprzez ludzi, których poznać nie chciałam, ale kończąc na czymś, czego nigdy się nie spodziewałam. No bo kto pomyślałby, że to w jego rękach będzie spoczywało życie jednej z najbliższych osób? Nie miałam pojęcia do czego zdolni są ludzie, z którymi w tej chwili miałam do czynienia.

- Jesteś tam? - usłyszałam rozbawiony męski głos, który w jednej sekundzie ściągnął mnie na ziemię. 
- T-tak. - wydukałam szybko, a w odpowiedzi dostałam tylko głośny śmiech. On się śmiał... jego naprawdę to bawiło. Owszem, bałam się go, ale czułam do niego większy wstręt niż strach. Nie lękałam się śmierci. Wręcz przeciwnie. Nieraz zastanawiałam się, jak umrę. Może to dziwne, ale bardziej przerażająca wydaje mi się śmierć drugiej osoby, niż własna. 
- Jest Justin? - to pytanie... Skąd on znał Justina i skąd wiedział, że on tu mieszka. Poczułam jak kropelki potu spływają po moich skroniach. Mój oddech był teraz zupełnie poza kontrolą, tak samo jak bicie serca. 
- Co? - wyrzuciłam z siebie niekontrolowanie. Mężczyzna po drugiej stronie tylko westchnął. - Co z tym wszystkim ma wspólnego Justin? - słona ciecz, zwana łzami napłynęła do moich oczu. 
- Widzę, że jednak ci nic nie powiedział. Pieprzony tchórz. - powiedział, jakby sam do siebie. Czego mi nie powiedział? Co on do cholery miał z tym wszystkim wspólnego? - Ty naprawdę uwierzyłaś w szczerą miłość, prawda? - spytał po chwili. Nie odpowiedziałam. Chyba sama przed sobą wstydziłam się tej odpowiedzi. - To żałosne. Naprawdę nie zauważyłaś, że on miał cię tylko wykorzystać? Gdyby zrobił swoją robotę, tak...jak miał zrobić, nie marnowałbym swojego czasu. - każde kolejne słowo wbijało nóż w moje serce. Zacisnęłam powieki, przez co wypuściłam łzy, które swobodnie spływały po moich gorących policzkach. Opadłam na kolana, starając się nie szlochać zbyt głośno, nie chciałam aby usłyszał jak płaczę. - Nie marz się, tylko słuchaj. - warknął.
- Ale co ja mam zrobić? - prawie krzyknęłam, ale gula która rosła w moim gardle stłumiła ten krzyk. 
- Słuchaj... zrobimy tak. - zaczął, jakby miał wszystko wypisane na kartce lub wkłute na pamięć do głowy. - Będę czekał na ciebie w starym magazynie przy północnej plaży, wiesz gdzie to jest? 
- Tak... - oznajmiłam i skupiłam się na jego dalszych wskazówkach. 
- Masz tam być punktualnie o północy z płytą. - teraz mnie olśniło. Nie zastanawiałam się nawet o co w tym wszystkim chodzi. - Jeśli spóźnisz się choć minutę... nie zobaczysz więcej koleżanki, rozumiesz? - zatrzymał się, a ja kiwnęłam głową, jakby mógł mnie zobaczyć. Pewnie domyślił się, że moja odpowiedź jest pozytywna. - Oddasz mi płytę, a ja oddam ci blondyneczkę i rozejdziemy się w pokoju. - zakończył. 
- Będę. - usłyszałam dźwięk przerwanego połączenia, więc odłożyłam telefon od ucha i położyłam go na dywanie. Roztrzęsioną ręką odgarnęłam włosy za ucho i podniosłam się.
Chwiejnym krokiem przeszłam do pokoju Justina. W mojej głowie nadal odbijały się słowa tego mężczyzny. 
"on miał cię tylko wykorzystać"
"uwierzyłaś w szczerą miłość, prawda?"
Wbiłam paznokcie w skórę dłoni. Nie chciałam o tym myśleć. Przez dwa durne zdania nie mogłam powstrzymać łez. Zwykle byłam silna. Potrafiłam powstrzymać uczucia. Smutek...żal...złość. To było coś, co trzymałam w sobie. Rzadko przejmowałam się tymi uczuciami na poważnie, a teraz uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. 
Pchnęłam drewniane drzwi, a wchodząc do pokoju, w którym spał...w którym ja z nim spałam. Przyznam, że chciało mi się rzygać. Spojrzałam na łóżko, a kiedy podniosłam wzrok zobaczył ten nasz właściwie najważniejszy pocałunek. Momentalnie poczułam pod dłońmi jego miękkie, wilgotne włosy. Na swoich ustach jego idealne wargi. Czułam się kompletnie rozbita. Ból dosłownie rozrywał mi klatkę piersiową. Pierwszy raz czułam coś takiego. 
Potrząsnęłam głową, chcąc wyrzucić z niej ten nieprzyjemny obraz. Usiadłam na łóżku, po czym opadłam na nie i zaniosłam się głośnym płaczem. Patrzyłam w sufit, a łzy spływały po mojej twarzy, jak ja teraz musiałam wyglądać. Chciałam wyrzucić z siebie to wszystko.
Po paru, a może nawet parunastu minutach rozpaczania podniosłam się. Oczy piekły mnie, a gardło bolało od głośnego płaczu. Byłam osłabiona, zrozpaczona i zupełnie zagubiona. Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić. Usiadłam na podłodze i całkiem przypadkiem natrafiłam na torbę Justina. Wyciągnęłam ją, odsunęłam zamek i zaczęłam w niej grzebać. Po chwili znalazłam to, czego szukałam.... płytę. Włożyłam ją do kieszeni bluzy i miałam właśnie wychodzić, kiedy mój wzrok przykuło coś... Sięgnęłam po srebrny pistolet. Zacisnęłam dłoń na zimnym spuście i przymknęłam oczy. To była broń Justina. Odrzuciłam ją szybko, kiedy doszło do mnie, że mógł użyć jej do zabicia jakiejś niewinnej osoby. Bo po co mu broń... Jednak... Nie miałam pojęcia czy tamten mężczyzna mówił prawdę. Co jeśli dam mu płytę, a on zabije nas obie? Musiałam mieć jakiś plan awaryjny. Przygryzłam dolną wargę i chwyciłam broń, którą szybko schowałam do drugiej kieszeni. Zasunęłam torbę i wsunęłam pod łóżko. Miałam nadzieję, że nie będę musiała się z nim już spotkać. Nie chcę go widzieć, bo wiem, że od razu się rozkleję. Chociaż... chyba bardziej zrozpaczonej mnie zobaczyć nie można. 
Wyszłam z jego pokoju. Stresowała mnie świadomość, że mam w kieszeni coś, co może w bardzo łatwy sposób odebrać komuś życie. Mocniej zacisnęłam zęby na dolnej wardze, zatrzymałam się, przechodząc obok laptopa. Usiadłam przy biurku, zerknęłam na zegarek. Miałam jeszcze trochę czasu. Otworzyłam napęd i włożyłam do niego srebrną płytę. Odczekałam chwilę i odpaliłam program, który został zapisany na płycie. W jednym momencie wyskoczyło mi przed oczami okienko, a na samej górze widniał tytuł: HASŁA PAŃSTWOWE. Pod spodem natomiast kilkadziesiąt linijek haseł, każde wykonane z innej kombinacji cyfr oraz liter. Uchyliłam lekko usta, to faktycznie było coś... wartościowego.
Nie chciałam spotkać Justina, więc szybko podniosłam się i schowałam płytę na swoje miejsce...głęboko w kieszeni mojej bluzy. Nałożyłam na głowę kaptur i łapiąc za klucze od mieszkania, opuściłam je. Moje ręce były jak z gumy, nie mogłam palcami utrzymać klucza, a nawet trafić do zamka. Kiedy po paru nieudanych próbach udało mi się, odwróciłam się i zamarłam. Trzeba mieć naprawdę szczęście, żeby w takiej chwili spotkać kogoś, kogo nie chce się widzieć. Nawet nie wiedziałam, co mam mu teraz powiedzieć. To było dla mnie cholernie trudne, biorąc pod uwagę, że z jednej strony nie chciałam mieć z nim nic do czynienia, wręcz go nienawidziłam, ale z drugiej... zakochałam się w nim. To irytujące, że zawsze trzymałam wszystkich na dystans. Jedyną osobą, której bezgranicznie ufałam była Ashley. A teraz kocham kogoś, przez kogo moja najlepsza przyjaciółka jest zagrożona. Nie mówię, że to w pełni wina Justina, moja też.
- Idziesz gdzieś? - odezwał się. Na jego twarzy widniał uśmiech, który miałam ochotę zedrzeć wraz z tym sztucznym wyrazem troski. Naprawdę był świetnym aktorem i potrafił kłamać jak z nut. Nie odpowiedziałam, więc zaśmiał się tylko i nachylił, żeby mnie jak zgaduję pocałować. Jednak byłam szybsza i odsunęłam się na bok.  - Stało się coś? - spytał jakby nigdy nic. Chciałam się rozpłakać ze złości, ale nie mogłam. W tym momencie coś zablokowało łzy, które jeszcze parę minut wcześniej ledwo powstrzymywałam.
- Daruj sobie, wszystko wiem. - to miało zabrzmieć...groźnie, a przez to wszystko udało mi się jedynie wypuścić z siebie cichy szept. 
- Co, jak to? - widziałam w jego oczach dezorientację, bo mimo że nie chciałam na niego patrzyć... nie mogłam odlepić wzroku od tych "czekoladowych jezior". 
- Powiedz mi tylko, na ile nas wyceniłeś? - syknęłam już mocniejszym głosem. On chyba dalej nie wiedział, o co mi chodzi. Czy on naprawdę uważał, że jestem aż tak głupia? Że prędzej czy później niczego się nie dowiem? Czułam, jak moje policzki robią się czerwone ze złości. Cała się trzęsłam, a on stał tak po prostu i patrzył na mnie z wielce zdumieniem. 
- O co ci chodzi? - spytał wreszcie. Zacisnęłam dłonie w piąstki. Nie mogłam już wytrzymać, cała złość uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. Krzyknęłam coś niezrozumiałego i rzuciłam się na niego, po czym zaczęłam okładać go po torsie. Chciałam pozbyć się tego uczucia, a łzy znów zaczęły spływać po moich policzkach. Czy to normalne, że pojawiają się, kiedy ich nie chcemy? - Nienawidzę cię! Nienawidzę! - krzyczałam, kiedy próbował mnie uspokoić. Zaczęłam przeklinać w myślach to, że był ode mnie silniejszy, kiedy złapał moje nadgarstki i przygwoździł mnie do ściany. Czułam wstręt, kiedy przywarł do mnie swoim ciałem. 
- Uspokój się. - szepnął mi do ucha, kładąc brodę na moim ramieniu. Nadal się wierzgałam i płakałam. Nie chciałam tego wszystkiego. Miałam ochotę, że to będzie jakiś cholerny koszmar, z którego się zaraz obudzę, zanim go poznałam. Zanim znalazłyśmy tą pieprzoną płytę. 
- Zo....staw....mnie. - syknęłam i nareszcie poluźnił uścisk, przez co udało mi się go odepchnąć. - Nie dotykaj mnie! Jesteś skurwysynem! Pieprzonym skurwysynem bez uczuć, rozumiesz?! - krzyknęłam mu prosto w twarz, którą widziałam rozmazaną przez łzy. Nie widziałam jego wyrazu twarzy, spuściłam wzrok i widziałam tylko westchnienie. Chyba wreszcie zrozumiał o co mi chodzi.
- Przepraszam... - usłyszałam jego szept, a moje nogi momentalnie się pode mną ugięły. Jednak szybko powstrzymałam to uczucie i zrobiłam krok w tył. On wiedział jak na mnie działa.... a ja musiałam się opanować. 
- Przepraszam... - powtórzyłam z uśmiechem obrzydzenia na twarzy. - Przepraszam!? - podniosłam głos. - Łatwo poszło ci owinięcie mnie sobie dookoła palca, prawda? Bardzo łatwo, ale nie martw się. Pójdę tam i oddam im tą pierdoloną płytę, a ty do tej pory masz zniknąć z mojego życia. Rozumiesz? Nie chcę cię widzieć i nie obchodzi mnie nic, po prostu spierdalaj stąd i więcej nie wracaj. - mówiłam w miarę spokojnie, drżącym głosem. 
- Miley.... zrozum, że ja musiałem. Nie wiedziałem, że.... - chciał się tłumaczyć, ale ja szybkim gestem dłoni go uciszyłam. Nie miałam ochoty na słuchanie żadnych wymówek. Nie chciałam nawet na niego patrzyć. Chciałam tylko odzyskać swoją przyjaciółkę i wrócić do dawnego życia, życia, w którym nie czułam tego bólu. 
- Dość. - warknęłam i wyminęłam go, kierując się do windy. 
- Miley! Oni cię zabiją! - złapał mnie za nadgarstek, który szybko mu wyrwałam. Co obchodziło go moje życie, które sam mi zniszczył? 
- Więc mam zostać tu i czekać, aż zrobią coś Ashley? Widzisz... nie potrafię tego zrobić. - oznajmiłam.
- Ale... - przeskoczył przede mnie.
- A teraz łaskawie zejdź mi z drogi. - syknęłam i popchnęłam go na bok, po czym szybko pobiegłam do windy. Nie chciałam, aby widział łzy, które na nowo gromadziły się w moich oczach. Szybko wcisnęłam odpowiedni przycisk i podniosłam wzrok, który napotkał Justina. Szatyn patrzył na mnie, ale nie mogłam dostrzec nic po jego minie. Dopiero drzwi zasłoniły mi jego obraz. 
~~~~~~~~~~MILEY

Stanęłam przed wielkim starym magazynem, w którym za dziesięć minut miał się zjawić nieznajomy mężczyzna z Ashley. Mój oddech cały czas był nienaturalnie szybki, a ręce pociły się od nadmiernych emocji. Czułam też w brzuchu dziwny ból, otarłam mokre policzki i ruszyłam przed siebie. Pchnęłam duże drzwi, które otworzyły się z głośnym skrzypnięciem.
Skrzywiłam się, czując zapach taniego alkoholu wymieszanego z wodą kolońską oraz dymem papierosowym. Mieszanka, której nienawidziłam. Wsadziłam dłoń do kieszeni szarej bluzy, w której od razu poczułam chłód metalowego przedmiotu, odruchowo przygryzłam wargę. Tak, byłam przerażona. W tej chwili nie mogłam być dobrej myśli, bo ja po prostu czułam, ale coś będzie nie tak. Nigdy nie znajdowałam się w takiej sytuacji i to nie tak, że kieruję się tymi głupimi serialami. To po prostu moja intuicja, wiem, że małe są szanse na to, aby wszystko poszło dobrze. I to jest przerażające.

                           __________________________


Okej....rozdział nie jest dobry, ale według mnie też nie jest zły. Jednak ocenę pozostawiam Wam i mam nadzieję, że każdy kto to czyta, skomentuje, ponieważ wtedy wiem, dla kogo piszę i jest mi miło czytając każdy komentarz. 

Chcę Wam jeszcze powiedzieć, że jest to przedostatni rozdział pierwszej części i muszę się zastanowić, czy pisać drugą, więc tu pytanie do Was - chcecie, abym pisała dalej losy Jusa i Miley? :) 
No to koniec zanudzania... jak zwykle zapraszam Was jeszcze na 


oraz

na którym informuję o nowych rozdziałach. 

Buziaczki xx
Zawaliłam na całej linii, pisząc tak krótki rozdzial w tak długim czasie, 
więc jak zwykle przepraszam, ostatni będzie dłuższy ;D





11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Rozdział MEGA ♥ Warto było czekać :) i taaak pisz dalej plisss ♥ :* Pozdrawiam :* ♥ #Belieber

sweetxpancake pisze...

świetny. <3
oczywiście że masz pisać dalej. ^^
na pewno będę czytać. ;*

Unknown pisze...

pisz dalej. Masz talent i niemarnuj go :)

lo pisze...

ahfdhdhsoshsisbsu <3<3<3 matko jakie emocje <3 oczywiście że chcemy Miley i Justina <3<3<3
Anana

Unknown pisze...

pisz dalej!!!!!!!!!!!! KOCHAMM <3 SIS

Unknown pisze...

Super rozdział kocham cię normalnie :)

Hunter pisze...

Zajebiste, ale zgaduje że w magazynie pojawi się Justin ^^

klaudusia pisze...

Boski rozdział <3 Tak pisz drugą część po prostu kocham ten blog <3

Anonimowy pisze...

Musisz pisać dalej! Już nie mogę doczekać się kolejnego wpisu, jesteś wspaniała! *.*

Anonimowy pisze...

pisz dalej! nie mogę się doczekać :D

belieberka pisze...

pisz dalej. kocham to kocham ciebie to jest swietne i warto bylo czekac