25.09.2013

Rozdział Piąty (II)

MAM JUŻ PRAWIE NAPISANY KOLEJNY ROZDZIAŁ, WIĘC 22 KOMENTARZE - DODAJĘ WCZEŚNIEJ, W PRZECIWNYM WYPADKU POJAWI SIĘ ON DOPIERO W SOBOTĘ XOXO

Uchyliłam powieki, chciałam już przetrzeć zaspane oczy, ale wtedy przypomniałam sobie, że jestem związana. Nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam, ale powieki miałam jeszcze mokre od płaczu. Rozejrzałam się po półciemnym pomieszczeniu, które słabo oświetlała jeszcze zapalona lampka, zwisająca z sufitu. Przełknęłam ślinę, widząc w kącie bruneta. Dopiero po chwili zorientowałam się, że śpi. Gdybym tylko nie była związana... Szlag trafiłby to, że nie wzięłam telefonu, chociaż pewnie i tak by mi go zabrali. Oparłam głowę o rurkę, zastanawiając się... Co powinnam teraz zrobić? Niepewnie zaczęłam macać wszystko za swoimi plecami, w poszukiwaniu czegoś ostrego, czym mogłabym przeciąć liny. Starałam się być jak najciszej, aby nie obudzić mężczyzny, który zapewne miał mnie pilnować. 
Zaczęłam skakać w duchu, czując pod moimi dłońmi jakąś skrzynkę. Oby to była skrzynka na narzędzia. Wzięłam głęboki wdech i jak najwolniej, najciszej otworzyłam pudełko. Nie byłam pewna, co może tam być, ale zaryzykowałam i włożyłam rękę. Puste, cholera, puste! W sumie nie sądzę, aby byli na tyle głupi, aby dać coś ostrego w zasięgu związanego więźnia. Za szybko wyciągnęłam ręce ze skrzynki, przez co zamknęła się z trzaskiem, budząc przy tym bruneta.
- Hej, co ty robisz?! - krzyknął, wstając z krzesła. Podszedł do mnie, przypatrując mi się intensywnie. 
- Ja... Ja... - jąkałam się, do głowy wpadł mi jeden pomysł. - Ja muszę do ubikacji. - dokończyłam. 
- Co? - podniósł brwi, a ja dałabym sobie rękę uciąć, że do najmądrzejszych nie należał, co dawało mi pewnego rodzaju przewagę. 
- No siusiu muszę, jestem w końcu człowiekiem, potrzeby fizjologiczne, te sprawy... - mruknęłam, przewracając oczami. Podniósł rękę, aby po chwili przeczesać nią swoje tłuste włosy. 
- Nie wiem, czy mogę... - westchnął, wzruszając ramionami. 
- No to co? Mam to zrobić tutaj? Pod siebie? - uniosłam brwi, a po jego wyrazie twarzy, wiedziałam, że wygrałam. Spojrzał na swój nadgarstek, na którym miał zwykły, czarny zegarek. 
- No dobra, tylko szybko. - odparł, po czym schylił się, aby rozwiązać moje ręce. Skorzystałam z sytuacji i jak najdelikatniej wyciągnęłam z jego kieszeni komórkę. Była dość mała, co ułatwiło mi zadanie. Nawet nie zauważył. Podniósł się z leniwym uśmiechem na ustach, poruszałam dłońmi, całkowicie uwalniając je z węzłów. Powoli podniosłam się, chowając jedną rękę za plecami. 
- Jasne. - uniosłam kąciki swoich ust. 
- Jeśli spróbujesz jakiegoś numeru... - uniósł palec wskazujący, mrużąc oczy. Od razu pokręciłam głową i podniosłam dłonie w geście obronnym.
- Nic z tych. - oznajmiłam po czym wyszliśmy przez grube, drewniane drzwi. Rozglądałam się dookoła, ale za nic nie mogłam skojarzyć, gdzie jestem.
- Tutaj jest toaleta. Nie ma tam okien, więc i tak nie uciekniesz, poczekam tutaj. - cofnął się, robiąc mi przejście i oparł się o kremową, obdartą ścianę.
Skinęłam lekko głową i weszłam do pomieszczenia, które wyglądało równie obskurnie, jak reszta budynku. A przynajmniej ta część, którą udało mi się zobaczyć. Przygryzłam wnętrze policzka, spoglądając na wyświetlacz komórki. Wskazywał na godzinę osiemnastą. Co powinnam teraz zrobić? Do kogo zadzwonić?
Usiadłam na toalecie, po chwili rozmyślań wybrałam numer, który mam nadzieję, poprawnie zapamiętałam. Jeden sygnał... Drugi sygnał...
- No proszę, Justin odbierz. Błagam... - szeptałam sama do siebie. Czwarty sygnał... Piąty sygnał... Nic. Wybrałam ponownie ten sam numer. Na szczęście po trzecim sygnale usłyszałam znany, ochrypły głos.
- Słucham? - miałam ochotę skakać ze szczęścia.
- Justin? Boże. jak dobrze, że to ty, posłuchaj... - zaczęłam, ale szybko mi przerwał, zaczynając mówić.
- Naprawdę nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Daj mi spokój, cześć. - zakończył połączenie.
- Nie, nie, nie... - trzykrotnie uderzyłam pięścią swoje udo. Podskoczyłam, słysząc pukanie do drzwi.
- Co tak długo tam robisz? Pośpiesz się! - moje serce przyśpieszyło, co robić? Co robić? 


Do: 

Justin, proszę, pomóż mi. Porwali mnie, chcą ciebie, nie wiem co mam robić, nie wiem gdzie jestem, boję się, nie ignoruj tego, proszę. 


Wystukałam, jak najszybciej mogłam, wybrałam numer i wysłałam, modląc się, aby tego nie olał. Nie wiem, do czego są zdolni i nie chcę się przekonywać. Podniosłam się i spojrzałam w lustro. Wyglądałam okropnie. Makijaż rozlany po całej twarzy, włosy potargane, siniak na twarzy, opuchnięty policzek. Co najmniej, jakbym miała jakiś wypadek. Ponowne, tym razem głośniejsze pukanie i pospieszenie dotarło do moich uszu. Przemyłam twarz wodą i powoli nacisnęłam klamkę. 
- Nareszcie, wracamy. - westchnął brunet. Komórka wylądowała ponownie za moimi plecami, ale przecież nie mogłam wziąć jej ze sobą do pokoju... Niezauważalnie rzuciłam ją za mężczyznę. 
- Coś ci wypadło. - mruknęłam, a ten schylił się i podniósł urządzenie.
Moje ręce znowu skrępowały liny, siedziałam płasko na zimnej posadce. Zaczynałam odczuwać głód, o którym przypomniało mi głośne burczenie w brzuchu. Starałam się je zignorować,.

***

Nie wiem, ile czasu już siedzę tutaj w zupełnej ciszy, ale zaczęło mi się cholernie nudzić. Kolejny raz przeglądałam pomieszczenie, które znałam już na pamięć. Siedziałam na środku, przywiązana do jakiejś rury. Naprzeciwko mnie znajdowały się drzwi, po prawej sporo skrzynek, nie mam pojęcia co w nich. Na lewo w kącie siedział już inny mężczyzna. Zmienili się piętnaście, może dwadzieścia minut temu. Za mną nie było nic, pusta, obdarta ściana, przez którą przebiegały dwie brązowe rury. To musiała być piwnica, zero okien, strasznie zimno, tak myślę. Podniosłam wzrok, słysząc odgłos otwierających się drzwi.
- Dzień dobry, Miley. - posłał mi ten cwany uśmieszek, który zdążyłam znienawidzić. - Patrick'u... - kiwnął głową na dryblasa, siedzącego przy ścianie, który widząc ten gest, od razu opuścił pokój.  - Zastanowiłaś się nad moją propozycją? - kucnął przy mnie. Miałam ochotę kopnąć go w twarz, aby tylko zedrzeć mu z niej ten uśmiech. 
- Tak. - kiwnęłam głową. - Nie zadzwonię. - dodałam po chwili. Przekręciłam głowę w bok, wyraz jego twarzy nie zmienił się, jednak w oczach widziałam irytację. Przygryzłam wargę. 
- Cholernie uparta. - powiedział ledwo słyszalnie, jakby sam do siebie. - Naprawdę chcesz, żeby stała ci się krzywda, co? - uniósł lekko jedną brew.  - Teraz poproszę. - to brzmiało trochę dziwnie, a zarazem strasznie. - Zadzwonisz do Bieber'a, aby się tu zjawił? - starał się utrzymać łagodny ton, ale czułam w nim zdenerwowanie. Pokręciłam przecząco głową.
- Nie, nie zrobię tego. - przewróciłam oczami.
- Nie przewracaj na mnie oczami, kurwa! - syknął, uderzając pięścią w zimne płytki, na których siedziałam, tak mocno, że aż poskoczyłam, przymykając powieki. - Będziesz tu siedziała, dopóki nie zmienisz zdania. - dodał spokojniej. 
- To sobie chyba posiedzę... - mruknęłam, nie dosłyszał. Podniósł się i opuścił pomieszczenie, a zanim zamknęły się drzwi, w środku pojawił się kolejny "strażnik". Westchnęłam...
Co jeśli Justin nie przejmie się wiadomością ode mnie? Będę tu siedziała? Ile? Przecież w końcu ich cierpliwość także się skończy, a co wtedy? Bałam się, ale nie chciałam wydawać Justin'a. Z resztą... Biorąc pod uwagę ostatni telefon, i tak pewnie by się tu nie pojawił. Jednak nie uważam, aby ci kolesie się tym przejęli. 
Z rozmyśleń wyrwał mnie głośny huk na piętrze wyżej. Spojrzałam na blondyna, siedzącego ze mną, a ten podniósł się z krzesła. 
- Pójdę to sprawdzić. - oznajmił, podciągnęłam kolana pod brodę i oparłam na nich głowę. Było mi zimno, strasznie zimno, a w dodatku dawno nic nie jadłam, czułam się osłabiona i śpiąca, ile to jeszcze potrwa? 
Kolejny hałas, tym razem jednak dochodził z piwnicy. Przygryzłam wnętrze policzka tak mocno, że poczułam w ustach metaliczny smak, a moje serce podwoiło swoją pracę. I znowu, huk sprawił, że przeszedł mnie dreszcz. Wciągnęłam powietrze. 

***

Miley czekała na kolejny huk i zaczęła już się uspokajać, kiedy nic takiego nie miało miejsca. Rozluźniła się, naciągnęła na uda swoją sukienkę, chroniąc się przed zimnem, które piekło ją w odkrytą skórę. 
Podskoczyła, słysząc jakby coś ciężkiego uderzyło o drzwi.
- Co tu się dzieje? - wydobyło się Z jej spierzchniętych ust. 
Drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia wszedł wysoki blondyn o dłuższych włosach. Miley nigdy go nie widziała, więc nie miała pewności, czy należy do grupy osób, którzy chcą porwać Justin'a, czy może chce jej pomóc. Rozejrzał się po pokoju, aż wzrok swój zatrzymał na zmarzniętej brunetce. Podbiegł do niej i rozwiązał jej ręce, nie odrywając wzroku od jej twarzy. Jej ręce zostały uwolnione, więc z pomocą blondynka wstała na nogi i niemal z powrotem wylądowałaby na zimnej posadzce, gdyby nie jego ramiona obejmujące ją w tali. 
- Jamie jestem, miło mi. - uśmiechnął się do niej, jakby to było najnormalniejsze spotkanie, którym nie było.
- Miley. - odparła. 
- Musimy stąd iść, Justin zaraz do nas dołączy. - oznajmił, a Miley od razu poczuła mrowienie w podbrzuszu, słysząc o szatynie.
Wyszli przez niemal wyłamane drzwi, obok których leżał nieprzytomny mężczyzna, dziewczyna od razu rozpoznała w nim tego, który pilnował jej, jako ostatni. Wyminęła go, starając nie zastanawiać, czy żyje. Przygryzła wargę, widząc schody prowadzące na parter. Miała jednak dziwne wrażenie, że to wszystko idzie za łatwo... Jamie szedł po stopniach pierwszy, a Miley tuż za nim. Czuła jego perfumy połączone z potem i zapachem krwi, który od razu poczuła, pewnie dlatego, że go nienawidzi. Powoli otworzyli drzwi, znaleźli się na przestronnym korytarzu dwie ściany były pomalowane na czerwono, w wielu miejscach wisiały obrazy, a po kątach rozstawione były rośliny. Z zamyślenia wyrwał ją krzyk, oboje spojrzeli w tamtą stronę i dostrzegli dwóch rosłych mężczyzn. Jamie momentalnie pociągnął ją w drugą stronę i po schodach. Głosy nie ucichły, ale także nie wzrosły, co oznaczało, że ich nie zauważyli. Blondyn otworzył drzwi do jednego pokoju, który stanowił sypialnię. Przeszli przez niego, a następnie na balkon. Chłopak spojrzał w dół. 
- 6 metrów, damy radę. - zerknął na Miley, która aż rozchyliła usta i stanowczo pokręciła głową, dodając do tego machanie rękami.
- Nie ma mowy! Ja nie skoczę. Nie. - spodziewała się zupełnie innej reakcji, a zamiast tego on po prostu się zaśmiał. Przeniosła ciężar całego ciała na jedną nogę, kładąc dłoń na biodrze. 
- Co w tym takiego śmiesznego? - fuknęła.
- Ty. - wskazał na nią niechlujnie ręką. - Jesteś bardzo zabawna. - próbował utrzymać śmiech, trzymając wierzch dłoni przy ustach. Miała już coś odpowiedzieć, kiedy usłyszała głośne krzyki. Oboje stanęli jak wryci, ktoś biegł na górę. Jamie bez wahania przeskoczył przez barierkę i miękko opadł na betonowy chodnik. - No chodź, Miley! - krzyknął za brunetką, która nadal stała w tym samym miejscu. Jej uwagę zwrócił dopiero dźwięk otwieranych drzwi, przez co odwróciła się i pobiegła do balustrady. Spojrzała w dół i poczuła zawroty w głowie, nigdy nie miała lęku wysokości, ale nie można powiedzieć także, że przepadała za wysokościami. 
- Skacz, złapię cię! No skacz! - poganiał ją blondyn, wystawiając w górę umięśnione ręce. Wzięła głęboki wdech i przełożyła jedną nogę przez barierkę, a następnie drugą. Odwróciła się powoli, mocno przygryzła wnętrze policzka. Krzesło, które trzymało drzwi sypialni przeleciało na drugą część pokoju, a do środka wpadło dwóch brunetów. Zaczęli się rozglądać i uśmiechnęli się chytrze, widząc Miley. A ona odepchnęła się i czuła jak spada, aż zatrzymała się na klatce piersiowej Jamie'ego. Chłopak przejechał dłonią po jej nagiej skórze pod sukienką, co wywołało u niej dziwne mrowienie. W jednej chwili puścił ją delikatnie na nogi i złapał za rękę, ciągnąc za sobą. 
- Gdzie biegniemy? - spytała, starając się nie połamać nóg w szpilkach, które właśnie miała na sobie. 
- Do samochodu. - odparł, skręcając w prawo. Brunetka odetchnęła z ulgą, widząc ulicę, na której stało czarne audi, a w środku jakaś postać, której niestety nie rozpoznała z daleka. Dopiero, kiedy podbiegli bliżej, dostrzegła pełne, malinowe usta, czekoladowe oczy i idealnie zaznaczoną linię szczęki. Justin. Oddychała płytko i trudno było jej złapać oddech, prawda, kondycję miała nie najlepszą. Została wepchnięta do pojazdu, usłyszała jak drzwi za nią zatrzaskują się, a po chwili samochód ruszył, zarzucając nią do tyłu. Nie patrzyła na licznik, ale mogłaby dać sobie rękę uciąć, że jechali dobre 150-200km/h. Spojrzała w tylną szybę, ale na szczęście nie zauważyła nic za nimi. Przyłożyła dłoń w miejsce, gdzie jest serce, czując jego szybki puls, opadła swobodnie na oparcie skórzanego fotela i oparła głowę o szybę. Nikt się nie odezwał, a jej powieki zaczęły się zamykać, odpłynęła...


***


Przetarłam oczy, po czym powoli uchyliłam powieki. Przekręciłam głowę w prawo i zorientowałam się, że jestem w znanym mi już salonie - salonie Justina. Przejechałam dłonią po włosach i rozejrzałam się dookoła. W pokoju świeciła się jedynie mała lampka na stoliku przy oknie, przez co niewiele mogłam dowidzieć. Podskoczyłam, słysząc odchrząknięcie.
- Cześć. - spojrzałam w kierunku, z którego dosłyszałam męski głos. 
- Hej. - przeciągnęłam, a w moim głosie dało się dosłyszeć niepewność. - Co ja tu robię? - dodałam po chwili.
- Hm... Siedzisz i rozmawiasz ze mną. - odparł ironicznie, lekko unosząc jedną brew. Jego blond włosy wydawały się złotawe, może to przez to światło. Niebieskie oczy wspatrywały się we mnie i było w nich coś, czego nie mogłam rozszyfrować. Wydawał się zafascynowany... 
- Często bywasz taki ironiczny? - spytałam, podnosząc się. Poczułam ból w karku, przyłożyłam do niego rękę, sycząc z bólu. 
- Zdarza mi się. - skinął głową. Jego brodę podbierała ręka, wyglądał jak jakiś filozof, strasznie poważnie. 
- Która godzina? - spytałam, rozciągając się. 
- Coś po północy. - odparł, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku. Przyznam, było to bardzo krępujące. Nawet Justin nie miał tak przeszywającego spojrzenia. 
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - mruknęłam, spuszczając wzrok. 
- Bardzo mi kogoś przypominasz. - wzruszył ramionami, podnosząc się. - Chcesz może coś do picia, jedzenia? - skierował się do kuchni. Obszedł wysoki blat i schylił się, aby po chwili wyciągnąć z szafki dwa zielone kubki.
- Herbaty, poproszę. 
Podniosłam się, a koc którym byłam okryta opadł na ziemię, wcześniej go nie zauważyłam. Nawet nie chciałam wiedzieć, jak wyglądam. To musiał być okropny widok. Siniaki na twarzy, podkrążone oczy, rozmazany makijaż. Podeszłam do blatu i usiadłam na wysokim krześle barowym.
- Tosta? - odezwał się, wkłądając chleb do tostera. Skinęłam głową, unosząc lekko kącik ust.
- Dlaczego nie śpisz? - położyłam łokieć na drewnianej powieżchni, przyłożyłam policzek do dłoni. Czułam zmęczenie, byłam padnięta, ale nie chciało mi się spać, dziwne, co? 
- Nie jestem śpiący. - odparł obojętnie, tyłem do mnie.
 Przygryzłam wnętrze mojego policzka, przyglądając się jego tyłowi. Szerokie ramiona, umięśnione plecy, co było widać przez cienką koszulkę, którą miał na sobie. Jego jasne włosy sięgały ramion i jakoś nie mogłam wobrazić sobie, że jest inaczej. 
- Proszę. - postawił przede mną talerz z dwoma tostami. Skinęłam głową i wzięłam jednego. Jamie usiadł obok mnie i również zabrał się za swój posiłek. 
- Gdzie Justin? - zaczęłam się rozglądać.
- Ma do załatwienia coś na mieście. 
- O tej porze? - uniosłam brwi. W sumie nie wiedziałam do końca, czym się zajmował. Może był jakimś gangsterem, taa, to możliwe. 
- Najwidoczniej. - ponownie wzruszył ramionami. Ze wszystkim jego gestów, zdań aż kipiała obojętność. Może mnie nie lubi... Irytuję go? - A ty? Nie chciałabyś się położyć? - spytał po chwili, ale pokręciłam przecząco głową. Wstałam i włożyłam do zmywarki pusty już talerz. 
- Pójdę do łazienki. - oznajmiłam.
Nie znałam dobrze mieszkania Justina, więc weszłam przez pierwsze drzwi, które rzuciły mi się w oczy i na szczęście trafiłam do łazienki. Podeszłam do lustra i niemal pisnęłam, widząc w nim swoje odbicie. Cały lewy policzek pokryty był wielkim, ciemnym siniakiem, tuż i szminka rozmazane niemal na całej twarzy, poszarpane włosy i wielkie wory pod oczami. Chyba jeszcze nigdy nie było ze mną tak źle... Odwróciłam wzrok, nie chcąc widzieć siebie w takim stanie. Ściągnęłam sukienkę oraz bieliznę i weszłam pod kabinę prysznicową. Całe pomieszczenie po chwili wypełniła para i odgłos lejącej się wody. Moje mięśnie nieco rozluźniły się pod wpływem ciepła, nalazłam na rękę płynu i namydliłam nim swoje ciało, to samo zrobiłam z włosami, będę pachniała teraz jak Justin? 
Zimny dreszcz przeszedł przez moje ciało, kiedy dotknęłam stopami zimnych płytek. Owinęłam się ręcznikiem, a drugim zaczęłam wycierać mokre włosy i wrzuciłam go do kosza na pranie, kiedy stały się już lekko wilgotne. Dokłanie wytarłam każdą część mojego ciała i ubrałam koszulkę Justina, którą znalazłam w szafce pod umywalką, chyba nie będzie miał mi za złe tego, że nieco się u niego rozgościłam, prawda?
Wróciłam do salonu, przeczesując jeszcze palcami wilgotne włosy. Byłam w samej koszulce i majtkach, ale Jamie nawet nie zwrócił na to uwagi, spojrzał tylko w moje oczy i odwrócił wzrok. Było mi to w sumie na rękę. Usiadłam na kanapie, przykrywając się kocem i włączyłam telewizor, odłożyłam pilota, kiedy trafiłam wreszcie na MTV. Poczułam, jak kanapa porusza się, kiedy blondyn zajął miejce obok mnie.
- Nie lubię tego kanału. - oznajmił i wziął pilota, po czym przełączył na jakiś inny kanał. 
- Ale ja to oglądałam! - pisnęłam, próbując zabrać mu urządzenie, jednak miał stanowczo za długie ramiona, abym mogła go dosięgnąć. 
- To taki zmielacz mózgu. - mruknęł, chowając pilot za plecy.
- Ught. - fuknęłam, zakładając ręce na piersi. 
Drzwi otworzyły się, a do środka wszedł Justin z jakąś walizką. Podniosłam się szybko z kanapy, szatyn zmierzył mnie wzrokiem.
- Justin... - wydukałam i przytuliłam się do niego, zatapiając palce w miękkich włosach. 
- Nic ci nie jest? - spytał, łapiąc moją twarz w dłonie i oglądając ją dokłanie. Skrzywił się na widok wielkiego sińca na moim policzku. - Przepraszam... - szepnął, przejeżdżając po nim kciukiem. 
- To nie twoja wina, już po wszystkim, dziękuję, że po mnie przyszedłeś. - odparłam szybko i ponownie zatopiłam twarz w jego klatce piersiowej, która unosiła się szybko, jednak z każdą sekundą zwalniała. 
- Musimy wyjechać, jutro. - oznajmił po jakimś czasie, bo nie wiem, ile tak się w niego tuliłam, ale odsunęłam się powoli, słysząc jego słowa.
- Jak to, tak szybko? 
- Miley, nie jesteś tutaj bezpieczna, nie możesz zostać, nawet jeśli chcesz. 

______________________
Nawet nie macie pojęcia, jak trudno pisało mi się ten rozdział, ale już jest! 
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i dziękuję za te wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Jak? Bijemy tutaj rekord? Mam nadzieję. 
Wiem, że moje opowiadanie nie nalezy do najlepszych, często nie dotrzymuję słowa, a rozdziały są krótkie, ale jednak poćwięcam na to czas i w ogóle, więc myślę, że zasługuję chociaż na jeden krótki kometarz. Napiszcie, co sądzicie o tym, co piszę, bo komentarze w style "świetne"... Mam wrażenie po prostu, że nie czytacie tego, co piszę, tylko komentujecie, żeby było. 

Jeśli chcesz być informowana: www.twitter.com/ilookatyoubaby - FOLLOW

Jakieś pytania: www.ask.fm/HiHeters

DO NASTĘPNEGO! 

















23 komentarze:

sweetxpancake pisze...

Jak dobrze, że po nią przyjechał. Rozdział ogólnie cudowny, nie jest krótki, jest w sam raz. ♥

Anonimowy pisze...

świetneee :))))

Anonimowy pisze...

Zarąbiste <3 czekam na nn

Anonimowy pisze...

Genialny <3 staaasznie dłuugi to dobrze :)))) Kocham to opowiadanie :3

Anonimowy pisze...

Koffffam Cię i Twoje opowiadanie. <33

Unknown pisze...

Wreszcie <3 Cudowny jak zawsze :*

Unknown pisze...

Cudo <3 Na taki rozdział właśnie liczyłam.Warto czekać na Twoje wpisy.! Dziękuje :* Czekam na następny

Unknown pisze...

Cudeńko *.*

KLAUDIA pisze...

kocham kocham jest genialny <3

Anonimowy pisze...

dziewczyno to jest kjdgcfhsjchgshjchvgbcnjchg boże chce już następny mmm <3

forgive pisze...

wiedziałam że Justin ją uratuje mimo wszystko <3 i rozdziały są naprawde dobre, nie długie,nie krótkie, w sam raz :) i jakie ciekawe! jezu, ten blog jest jednym z moich ulubionych ;) czekam na kolejną :)

Anonimowy pisze...

kocham to opowiadanie! widać, że im więcej piszesz tym lepiej Ci to idzie! już się nie mogę doczekać kolejnego :D

Anonimowy pisze...

rozdział jest cudny *__* nie komentuje tego "żeby było" tylko chcę ci udowodnić że opowiadanie jest rewelacyjne. już nie mogę się doczekać ciągu dalszego :)

Anonimowy pisze...

ojej pomógł jej i wyjeżdżąją sdnjsbdjh kocham to juz sie nie moge doczekać nastepnego rozdzaiłu :D

Unknown pisze...

Kocham to tłumaczenie ♥

Anonimowy pisze...

superrrr... :D

Anonimowy pisze...

dodaj szybko kolejną bo powyrywam sobie włosy z głowy! <3

Anonimowy pisze...

cudowny :D <3

Anonimowy pisze...

fgthjdfhg nastepny <3

Anonimowy pisze...

zajebiste jak zawsze ;*

Anonimowy pisze...

fhgdhjfhgdhjjdfhgdhsjdfhvg

Anonimowy pisze...

daj nastepny prosze jak najszybciej < 333

Anonimowy pisze...

Już ponad 22 więc czekam na kolejny <3