24.08.2013

Rozdział Czwarty (II)

PROSZĘ, PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM:)
TO NAPRAWDĘ WAŻNE!

- Podjęłam decyzję. - powiedziałam, starając się brzmieć pewnie. Jednak jak na złość cała moja pewność siebie znikła. Zwilżyłam wargi, zachowałam się zbyt pochopnie. Ale co? Mam się teraz od tak rozłączyć?
- Tak? - odezwał się po chwili. Nie mówiłam nic. Boże, jak ja się teraz głupio czuję. Niech szlag trafi moją pochopność. - Miley? - znów usłyszałam jego ochrypły głos.
- Um... - podrapałam się po głowie. - Przepraszam. - westchnęłam. - Ja... Jednak to jeszcze przemyślę, wiesz? - dokończyłam z krótkimi przerwami. 
- Jasne, rozumiem. - przytaknął. - Ale wiesz? Nie chcę, abyś czegokolwiek żałowała, jeśli się zgodzisz. - oznajmił. Przygryzłam dolną wargę.
- Tak, wiem. - oparłam się o ścianę obok okna. - Po prostu to jest dość ważna decyzja. Muszę zostawić przyjaciół. To nie jest łatwe. - wzięłam głęboki wdech. Czemu tak się stresowałam tą rozmową? 
- Ale jeśli masz jakieś wątpliwości. - zaczął, ale szybko mu przerwałam.
- To nie tak! - pomachałam przed sobą wolną ręką. - Daj mi trochę czasu? Ok? Muszę się nad tym wszystkim na spokojnie zastanowić. Wyliczyć wszystkie za i przeciw... - dokończyłam krótkim westchnieniem. 
- Jasne. - przytaknął. - A i Miley... Miałabyś dziś wieczorem czas? - kompletnie zmienił temat, czym nieco zbił mnie z tropu. Przygryzłam wnętrze policzka. 
- A czemu pytasz? - odezwałam się dopiero po chwili. 
- Niedługo jeszcze pomieszkam w Nowym Jorku... Chciałbym skorzystać z jego licznych atrakcji, kubów... - wymienił jedno, co oznaczało, że tam właśnie chce się wybrać. Zaśmiałam się cicho, co odwzajemnił. 
- Ok. Myślę, że mam czas. - odparłam. Chris zwykle wracał od ojca późno... Z resztą mam dziewiętnaście lat, mogę sama wychodzić. 
- Świetnie, będę po ciebie o dziewiątej. - oznajmił. - Do zobaczenia, Mils. - pożegnał się, po czym usłyszałam trzy krótkie piknięcia, oznaczające przerwanie połączenia. 
Odsunęłam telefon od ucha i przyłożyłam do brzucha, na moją twarz wkradł się wielki uśmiech. To, co się dzieje... Cóż, nie jestem pewna czy to jest dobre, ale Justin jest kimś wyjątkowym, przynajmniej dla mnie. 


***

Kolejny raz przejechałam malinowym błyszczykiem po ustach. Poprawiłam dłonią rozpuszczone, lekko podtapirowane włosy. Na oczy nałożony miałam ciemny cień, lecz niezbyt wiele, rzęsy pokrywał tusz, a policzki lekko różowe były od różu. Siedziałam przed lustrem już od ponad czterdziestu minut, ale mogę z dumą powiedzieć, że opłacało się. Przygryzłam wnętrze policzka, podchodząc do szafy. Nie wybrałam jeszcze, co mam na siebie nałożyć, a do dwudziestej pierwszej została mi prawie godzina, więc w sumie miałam sporo czasu. Jak na mnie, to wyrobiłam się w sam raz. 
Przejechałam dłonią po ubraniach, które wisiały na srebrnej rurce, szukając czegoś odpowiedniego. Trochę mi to zajęło i po paru nieudanych próbach znalazłam ciemnozieloną sukienkę, kończącą się nad kolanem. Brokat i inne dodatki, dawały jej stylu odpowiedniego na imprezę w klubie, a pofalowany dół lekkości. Uśmiechnęłam się szeroko i i zdjęłam szeroką koszulkę oraz szorty, pod które wcześniej ubrałam już ciemną bieliznę. Nie minęły trzy minuty, a kreacja była już na mnie, gotowa.
Odetchnęłam z ulgą, widząc, że mam jeszcze pół godziny. Złapałam w dłoń parę ciemnozłotych szpilek i przeszłam do salonu, gdzie zostawiłam swojeho iPhone'a. Zerknęłam na jego wyświetlacz, na którym pojawiła się jedna wiadomości. Szybko ją odtworzyłam. 


Od: Chris xx

Myślę, że będę dopiero jutro. Przepraszam, uważaj na siebie. 


Przygryzłam dolną wargę, starając się powstrzymać kąciki moich ust od pójścia w górę, jednak wygrały. Cieszyłam się, że nie będę musiała się martwić, czy Chris będzie mnie szukał. Miałam to z głowy, tak jakby przeznaczenie. Schowałam urządzenie wraz z pieniędzmi do małej torebki, którą miałam zamiar zabrać ze sobą. Rozejrzałam się, czy wszystko mam i wyjrzałam przez okno. Justin stał oparty o czarne audi i stukał coś na ekranie swojego telefonu. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z mieszkania, zamknęłam drzwi. Droga windą dłużyła mi się niemiłosiernie, co chwilę ktoś wsiadał i wysiadał. Przyznam, mieszkam w sporym budynku, ale jakoś nigdy nie widziałam tutaj takiego ruchu o tej godzinie. 
Wreszcie zjechaliśmy na sam dół, spojrzałam na zegarek w holu: 20:58. Punktualnie. 
Chłodne powietrze uderzyło o moją rozgrzaną skórę, kiedy wyszłam na zewnątrz. Przejechałam dłonią po ramieniu i wyczułam wyraźną, gęsią skórkę. Starając się to zlekceważyć, podeszłam do szatyna. Podniósł wzrok, a mnie oblał rumieniec, kiedy przejrzał mnie od góry do dołu...dwa razy. Ukazał szereg zębów i zrobił krok w moim kierunku, łapiąc mnie w pasie. Przyznam, czułam się trochę niezręcznie, bo tutaj każdy wiedział, że jestem z Chrisem. Nie chciałam wyjść na jakąś zdradziecką szmatę, którą nie byłam, prawda? 
- Cześć. - szepnął, ochrypłym głosem.
- Hej. - odparłam, odsuwając się lekko. - Um. Zimno mi, możemy już jechać? - walnęłam prosto z mostu. Justin od razu kiwnął głową i otworzył mi drzwi od strony pasażera. To głupie, ale czułam się, jak księżniczka. Usłyszałam trzaśnięcie drzwi, obiegł samochód dookoła i zasiadł za kierownicą. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, jak jest ubrany. Ciemne, luźne jeansy, biała koszulka i czerwona bluza z podwiniętymi rękawami oraz tego samego koloru supry. 
- Ślicznie wyglądasz. - odezwał się, zerkając na mnie, a jednocześnie odpalając silnik. 
- Dzięki, ty też. Znaczy się ty świetnie, wyglądasz świetnie. - uśmiechnęłam się lekko, co odwzajemnił. 
Wyjechaliśmy na ulicę, Justin od razu przyśpieszył do 100km/h. Patrzyłam na licznik, a on ciągle szedł w górę. Zgrabnie mijaliśmy wszystkie auta. Złapałam się fotela, mając nadzieję, że szatyn nie zauważa, jak przeraża mnie ta przejażdżka. Nie to, żebym była jakaś strachliwa, ale miałam mały wypadek, kiedy byłam mała i uwierzcie, nie chciałabym tego powtórzyć. Mimo to nie mówiłam nic, więc w ciszy dojechaliśmy do jednego z większych klubów w nowym jorku. Otworzyłam szerzej oczy, widząc długą kolejkę do wejścia. 
- Przecież nie wejdziemy tam do rana. - jęknęłam, wychodząc z audi. Justin zachichotał. Popatrzyłam na niego pytająco. 
- Nie będziemy stali w kolejce. - wzruszył ramionami.
- Tak, a wejdziemy przez komin. - przewróciłam oczami, czego u kogoś nie znosiłam, ale siebie powstrzymać nie mogłam, tak wiem, hipokrytka ze mnie. 
- A czy ja wyglądam ci na Świętego Mikołaja? - spytał, rozkładając ręce i obracając się wokół własnej osi. 
- Czerwona bluza i buty, taki nowoczesny. - zaśmiałam się, on również. 
- Ale to nie gwiazdka, a my wejdziemy przez tylne drzwi. - oznajmił, kładąc mi rękę na złączeniu pleców i tyłka, lekko pociągnął za sobą w kierunku zaplecza. 
- Drzwi tylne przeważnie są zamknięte. - powiedziałam, jakby to było najbardziej oczywiste, bo było. 
- Są. - przytaknął.
- Nie rozumiem. - zmarszczyłam czoło, patrząc na niego z dołu, ponieważ był wyższy ode mnie. Pokręcił z rozbawieniem głową, ale już nic nie powiedział. 
Zatrzymaliśmy się przed metalowymi drzwiami. Założyłam ręce na piersi, czekając na to, co zrobi. Szatyn wyszedł po trzech niskich spodkach i zapukał, a po chwili usłyszałam głośną muzykę.
- Siema, stary! - ze środka wyłonił się ciemnoskóry chłopak i od razu zamknął Justina w niedźwiedzim uścisku. 
- Cześć, cześć. - poklepał go kilka razy po plecach. - Wpuścisz nas, nie? - spytał, zerkając na mnie, ah, więc to tak.
- Jasne, nie ma sprawy, wchodźcie. - uśmiechnął się, wystawił do mnie rękę, kiedy stanęła naprzeciwko. - Jacob. - przedstawił się.
- Miley, miło mi. - odwzajemniłam jego gest.
- Bawcie się dobrze, ja wracam do roboty. - oznajmił, kiedy weszliśmy już do środka. Pomachał nam, oddalając się.
- Dzięki! 
Ponownie poczułam dużą dłoń na dole swoich pleców, popychającą mnie w kierunku muzyki. Jeszcze nigdy nie byłam w tym klubie. Wokoło były obściskujące się pary, głośno rozmawiające grupki, w sumie jak w każdym klubie. Przeszliśmy przez duży łuk. Tutaj zabawa trwała w najlepsze. 

(Kto chce może włączyć: http://www.youtube.com/watch?v=qdJicpjitMM )

Jak zwykle cały klub był zapełniony poruszającymi się w rytm muzyki ciałami. Skąpo ubrane dziewczyny sprawiały wrażenie, że odstaję w moim stroju od reszty. Przygryzłam wargę, widząc jak trzech spoconych mężczyzn obmacuje jakąś nastolatkę. Byłam pewna, że nie jest pełnoletnia, cholera, kto ją tu wpuścił. 
Chciałam przyjrzeć się jeszcze pozostałym uczestnikom imprezy, ale poczułam, jak Justin ciągnie mnie w stronę baru, podążyłam za nim. Oparł się o blat i spytał, co chcę czekając na kelnerkę. 
- Nie wiem, wybierz coś. - wzruszyłam ramionami. W końcu kolejna skąpo ubrana kobieta stanęła przed szatynem. Widać było, że jej się podoba, ale na szczęście on nie był zainteresowany. Na szczęście? 
Dość szybko wykonała nasze zamówienia i podała je chłopakowi, który jedną szklankę podał mi. Wypełniona ona była niebieską substancją i ozdobiona plastrem cytryny. Zbliżyłam do niej nos i poczułam silny zapach alkoholu. Nienawidzę alkoholu. 
- To nie jest takie mocne. - zaśmiał się, widząc moją minę i wypił całą zawartość swojego drinka na raz. Patrzyłam na niego z uchylonymi ustami. Jednak po chwili wystawiłam język i zamoczyłam go w substancji, która o dziwo była całkiem smaczna, jak na razie. Zwilżyłam usta i wzięłam mały łyk. Od razu poczułam pieczenie w gardle. Nie trudno wam zgadnąć, że mało piłam, prawda? - I jak? 
- Całkiem niezłe. - przyznałam i kolejny raz pieczenie po krótkim łyku. Moje ciało przeszedł dreszcz, ale jak to mówiła Ashley - co to za impreza bez procentów. 
- Zatańczysz? - odezwał się po chwili, schylając wpół pasa, jak jakiś książe. Ught, co ja mam z tymi książętami i księżniczkami? 
- Jasne. - przytaknęłam, odstawiając szklankę na blat. Justin złapał moją dłoń i zaciągnął mnie na środek klubu. Stanął naprzeciw mnie i położył sobie moje ręce na szyi, swoje umieszczając na mojej talii. Zaczęłam poruszać się w rytm muzyki, a kiedy wczułam się już kompletnie, odwróciłam się i zaczęłam kołysać biodrami lekko pocierając o jego brzuch i... nieco niżej. Chyba mu się to spodobało, bo położył dłonie na moim brzuchu, a brodę na ramieniu, dopasował swoje ruchy do moich. Chwilę tak kołysaliśmy się, nie zwracając zupełnie uwagi na to, co wokół nas. 
- Justin! - krzyknęłam, próbując przebić głośną muzykę. - Muszę do ubikacji! - dodałam, zachichotał i wypuścił mnie ze swoich objęć. 
- Tam. - pokazał palcem na neonowy znak wskazujący ubikacje. - Ja pójdę jeszcze coś zamówić. - oznajmił, na co skinęłam głową i ruszyłam przez tłum, starając się lekceważyć macające mnie dłonie. 

***

Otworzyłam drzwi kabiny, podeszłam do umywalki i umyłam ręce. Spojrzałam w lustro, nie wyglądam źle, może trochę czerwona. Poprawiłam usta błyszczykiem i opuściłam pomieszczenie. Do łazienki prowadził długi korytarz, na którym teraz było pusto, tylko jedna osoba stała po boku i stukała coś na swoim telefonie. Westchnęłam i ruszyłam przed siebie, ku moim obawom, nieznajomy zagrodził mi drogę. 
- Cześć. - rzucił obojętnie. Nie odpowiedziałam, chciałam go wyminąć, ale skutecznie zagrodził mi drogę. - Odpowiadaj, jak do ciebie mówię. - syknął, łapiąc mnie za rękę poniżej łokcia. 
- Puść mnie i daj mi przejść. - warknęłam, próbując się wyrwać, jednak byłam zbyt słaba. Przygryzłam wnętrze policzka. - Odwal się ode mnie, ok?! - nieco podniosłam głos, co chyba mu się nie spodobało, ba, na pewno. Pewnym gestem przygwoździł mnie do ściany i przylgnął do mnie swoim ciałem, mogłam poczuć każdy mięsień jego brzucha. 
- Nie tym tonem, skarbie. - uśmiechnął się zadziornie, odwróciłam twarz, czując od niego alkohol. - No co? - mruknął, wciskając dłonie na mój tyłek. - Zabawa? - zaśmiał się, podnosząc moją sukienkę.
- A czy ja wyglądam ci na dziwkę?! - syknęłam, po czym nadepnęłam mu na stopę. Momentalnie ode mnie odskoczył.
- Ty suko! - krzyknął i podniósł rękę, zamknęłam oczy, a po sekundzie poczułam silny ból na policzku. Oczy same zaszły mi łzami. Ale przetarłam je szybko, nie chcąc płakać przy nic, publicznie. Jednak kiedy uchyliłam powieki, nie widziałam nikogo przed sobą. Rozejrzałam się i zakryłam usta, widząc Justina siedzącego na nieznajomym. Bez zahamować obkładał jego twarz, brzuch, dosłownie wszystko. Dłonie miał we krwi, która jak zgaduję należała do bruneta. Przez chwilę byłam w szoku, ale wreszcie dotarło do mnie, co się dzieje. Jednak zanim zdążyłam zareagować szatyn oberwał pięścią nad okiem i upadł na ziemię, teraz role się zamieniły. 
- Zostaw go! - pisnęłam, podbiegłam do nich, ale natychmiast zostałam odepchnięta, uderzyłam o ścianę.
- Zapierdolę cię! - usłyszałam głośny krzyk, Justin wpadł w furię, dosłownie. Zaczął uderzać przeciwnikiem o ścianę, podduszać go. 
- Stop! Justin! Zabijesz go! Udusisz! Uspokój się! - zaczęłam ciągnąć za jego podkoszulkę. - Proszę cię, Justin. Zabijesz go, błagam. - mówiłam już płaczliwym głosem. - Justin! - wrzasnęłam na całe gardło i dopiero to zadziałało. Spojrzałam na bruneta, jego twarz była cała we krwi, wyglądał o wiele gorzej niż Justin. - Wystarczy... - szepnęłam, ciągnąc go za rękę. Posłusznie ruszył za mną, nie odrywając wzroku od tamtego kolesia. 
Nie wierzę w to, co właśnie się stało. Rozumiem, że był zdenerwowany, ale... on mógł go zabić. Gdybym wtedy nie zareagowała... Nie pomyślałabym, że jest zdolny do czegoś takiego. Przyznam - przeraziło mnie to. Jest agresywny? Jakoś nigdy tego nie wykazał. A tak... Musiał udawać, żeby... Płyta, magazyn. Nie, nie. To przeszłość. Moje oczy ponownie zaszły łzami na natłok wspomnień. Moja klatka piersiowa unosiła się nienaturalnie szybko. Wzrok wszystkich był skierowany na mnie i Justina, ale nie przejmowałam się tym teraz, wspomnienia... 

- Ty naprawdę uwierzyłaś w szczerą miłość, prawda? - spytał po chwili. Nie odpowiedziałam. Chyba sama przed sobą wstydziłam się tej odpowiedzi.  - To żałosne. Naprawdę nie zauważyłaś, że on miał cię tylko wykorzystać? Gdyby zrobił swoją robotę, tak...jak miał zrobić, nie marnowałbym swojego czasu. - każde kolejne słowo wbijało nóż w moje serce.

Pokręciłam głową, jakby chcąc wyrzucić z niej wszystkie tymczasowe myśli. To przeszłość, przeszłość, pieprzona przeszłość. Teraz jest teraz. 

***
Wyciągnęłam z torebki odpowiedni kluczyk i otworzyłam drzwi. Od razu wraz z Justinem skierowaliśmy się do łazienki. 
- Usiądź. - wskazałam na stołek, który stał w koncie pomieszczenia. 
Szatyn posłusznie wykonał moje polecenie, kiedy ja sięgnęłam pod umywalkę po apteczkę, która na szczęście tam była. Westchnęłam, otwierając ją. Cały czas czułam na sobie jego wzrok, który wypalał we mnie dziurę. Ale nic nie mówił, kompletnie nic.
Podeszłam do niego i nachyliłam się, aby mokrym ręcznikiem wytrzeć krew z jego twarzy. Starałam się zrobić to jak najdokładniej i najmniej bolesny, bo choć jego wyraz twarzy nie wyrażał nic, wiedziałam, że jednak odczuwa ból. Przygryzłam wargę, przyciskając mokrą tkaninę do innego rozcięcia. Przed oczami cały czas miałam tą walkę, jak Justin bez jakichkolwiek pohamowań uderzał w twarz tamtego bruneta. Nie obchodziło go w tamtej chwili, że może mu zrobić coś poważnego, a nawet zabić, jakby był w jakimś amoku. Nie sądziłam, że do tego stopnia ktokolwiek może stracić panowanie nad sobą, jednak najwidoczniej jest to możliwe. 
- Dlaczego tak się uśmiechasz? - mruknęłam, widząc jak kąciki jego ust unoszą się ku górze. Naklejałam właśnie już drugi opatrunek. 
- Rok temu też byliśmy w łazience, z tego samego powodu, pamiętasz jak to się skończyło? - oznajmił, a ja poczułam motylki w brzuchu. Tak... Pierwszy raz pocałowaliśmy się. 
- Tak. - odparłam obojętnie, za włosami starałam się ukryć zaczerwienione policzki. Justin pewnym ruchem dotknął jednego z nich wierzchem swojej dłoni, która aktualnie była trochę pobrudzona krwią. 
- Lubię, kiedy się rumienisz. - szepnął, a ja wymusiłam na sobie słaby uśmiech. - Jesteś na mnie zła? - uniósł brwi, w wyniku czego na jego czole powstało kilka zmarszczek. Nie odpowiedziałam, po prostu dalej robiłam, to co wcześniej. - Miley... - mruknął zniecierpliwiony, a ja westchnęłam i odsunęłam się od niego. 
- Mogłeś go zabić. - powiedziałam ledwo słyszalnie. Szatyn przez chwilę siedział w bezruchu, po czym w jednej chwili wstał i stanął przede mną.
- Przestraszyłem cię? - spytał, ale co miałam powiedzieć? Tak, Justin, przestraszyłeś mnie, bałam się, jak nigdy, ciebie. Nie, milczałam. - Przepraszam, ale co miałem zrobić? - wzruszył ramionami.
- Nie musiałeś od razu go atakować. - warknęłam, odwracając wzrok na lustro, w którym się odbijaliśmy. Justin był o wiele wyższy ode mnie, stał jakieś pół metra przede mną i nie odrywał wzroku od mojej twarzy. 
- Daj spokój, nic mu się nie stało, jestem pewien, że nie raz dostał po mordzie. - uśmiechnął się pocieszająco, ja jednak nie odwzajemniłam tego gestu. - Poza tym... mnie też się dostało, o mnie się nie martwisz. - wypchnął dolną wargę, robiąc minę zbitego szczeniaczka. Czy jego naprawdę nie obchodziło, do czego mogło tam dojść, gdybym go nie powstrzymała?
- Porównaj sobie, co ty zrobiłeś jemu,a  co on tobie. Jest różnica, prawda? - spojrzałam na niego, unosząc lekko jedną brew.
- Naprawdę będziesz się o to na mnie obrażać? Grunt, że tobie nic się nie stało. 
Znowu milczałam, jak nigdy nie wiedziałam dziś, co mam powiedzieć. Wiem, że mnie bronił, ale... 
Moje przemyślenia przerwały usta, które spoczęły na moich. Justin uśmiechnąć się przez pocałunek, czując, jak go odwzajemniam. Położyłam obie dłonie na jego klatce piersiowej, cały czas czując przyjemne mrowienie w podbrzuszu. Jego ręce natomiast objęły moją talię, przyciągając mnie bardziej do siebie, w ten sposób między naszymi ciałami nie został ani milimetr odstępu.
Szybko przerwałam pocałunek, słysząc odgłos otwieranych drzwi. - Chris. Moje serce podwoiło swoją pracę. Miał wrócić rano, dlaczego jest tak wcześnie. Spojrzałam na zegarek: 23:04. Kroki w naszym kierunku stawały się coraz głośniejsze, zerknęłam na Justina. Patrzył na mnie zdezorientowany, nie wiedział, co się dzieje. Ja nie mogłam się ruszyć, tak jakbym przykleiła się do podłogi. Drzwi łazienki otworzyły się.
- Miley, jest... - zaczął, ale przerwał widząc mnie i szatyna. Zdziwienie od razu wkradło się na jego twarz. Wzięłam głęboki wdech, czekając na to, co zaraz się stanie. - Co on tu kurwa robi?! - warknął, przeczesując swoje gęste włosy. 
- Chyba co ty robisz tutaj. - splunął w odpowiedzi Justin. Zasłoniłam usta dłonią, nie, nie, nie, nie. 
- Wydaje mi się, że mieszkam. - odparł, a jego głos przesiąknął ironią. Co chwilę zerkałam na ich obu. Patrzyli na siebie wrogo, co robić? 
- Chris... - szepnęłam, nie mogąc wydobyć z siebie nic więcej. 
- Nie Chris, tylko co on tutaj robi? Mówisz, że mam się nie martwić, nie być zazdrosnym, a wracam do domu i kogo zastaję w łazience? Tego skurwysyna! - podniósł głos, co oznaczało, że jest naprawdę zły, on rzadko krzyczał.
- Jedynym skurwysynem tutaj, jesteś ty. - w tej chwili chciałam po prostu zapaść się pod ziemię, zniknąć i nie musieć na to patrzyć. 
- Zamknij się, nie mówię do ciebie. - przygryzłam wnętrze policzka na tyle mocno, że poczułam w ustach metaliczny smak krwi. 
- To nie tak jak myślisz...  - mój głos był słaby, ledwo co wydobyłam z siebie to zdanie przez gulę, która z sekundy na sekundę rosła w moim gardle. 
- A jak? Wytłumaczysz mi, huh? - uniósł w zdenerwowaniu ręce, która po sekundzie opadły wzdłuż jego ciała.
- Ta, też chciałbym wiedzieć. - wtrącił Justin. Uchyliłam usta, ale nie wyszedł z nich żaden dźwięk. Spuściłam wzrok, zastanawiając się, co powiedzieć. 
- Justin, Chris to mój... mój chłopak. - powiedziałam ledwo słyszalnie. - Byłam z Justinem w klubie i... no... zaprosiłam go tutaj. - dokończyłam, jąkając się.
 Pierwsze na co, a raczej kogo spojrzałam, to szatyn. Patrzył na mnie pustym wzrokiem, który wywołał silny uścisk w moim żołądku. Oczy natychmiast zaszły mi łzami, ale nie mówiłam nic, czekałam, aż on coś powie. Zamiast tego ruszył w kierunku drzwi i wyszedł, po prostu wyszedł. Słona ciecz już swobodnie spływała po moich policzkach. 
- Ju-Justin. - wyszeptałam. 
Szybko otarłam swoje policzki, zastanawiając się co zrobić. Zostać tutaj czy biec za nim. I nie minęło 5 sekund, kiedy już byłam za drzwiami. Te wejściowe były otwarte, jak najszybciej tylko mogłam wybiegłam z mieszkania. Zrezygnowałam z windy, zanim dojechałaby na górę, Justin dawno poszedłby w swoją stronę. 
- Kurwa. - szepnęłam do siebie, zbiegając po schodach. 
Nie czułam zmęczenia, co dziwne, bo nigdy nie byłam dobra z wf'u. W tej chwili myślałam tylko o tym, aby zbiec na dół i znaleźć Justina. Nic innego się w te chwili nie liczyło. Obraz przede mną cały czas rozmazywał się przez napływ nowych łez, ale jakoś udało mi się dotrzeć na parter. Rozejrzałam się dookoła, wybiegłam przez drzwi, a w oczy od razu rzuciła mi się czerwona bluza oraz supry szatyna.
- Justin! - krzyknęłam, ale nie zatrzymał się. - Justin! - powtórzyłam, coraz bardziej się do niego zbliżając. - Stój. - powiedziałam błagalnym głosem, stając przed nim. - Przepraszam. - cisza. Stał ze wzrokiem wlepionym w chodnik. - Przepraszam cię, Justin. To nie tak, jak myślisz, naprawdę. - starałam się mówić wyraźnie, ale gula w gardle skutecznie mi to utrudniała. 
- A jak? Wcale nie jest tak, że robisz mi szanse, będąc w związku z innym kolesiem? Wcale nie robisz mnie w chuja, mówiąc, że może pojedziesz ze mną? - splunął, a jego głos przesiąkł gniewem. Przetarłam dłonią twarz. 
- To nie jest normalny związek, rozumiesz? Ja go nie kocham. - szepnęłam, czując, że zaraz wybuchnę głośnym płaczem. 
- O, widzę, że lubisz robić naiwniakom szanse. - zaśmiał się ironicznie. Zabolało, cholernie bolały mnie jego słowa. Za kogo on mnie uważał? Za sukę, która wykorzystuje innych?
- Ja, po prostu... - nie wiedziałam, co powiedzieć. - To nie tak, że ja... Ja nie chciałam, nie chciałam go zranić. - wydukałam, niemal dławiąc się łzami. - To na tobie mi zależy. - dodałam po chwili.
- I mnie też wcale nie chciałaś wykorzystać, prawda? W ogóle. - nie dało się tutaj nie wyczuć sarkazmu, każde jego słowo, aż kipiało od niego. Przygryzłam wnętrze policzka. 
- Nie, nie chciałam. - odparłam. - Chcę z tobą jechać, wiesz? Chcę, bardzo. - mówiłam zgodnie z prawdą. - Ale boję się, boję się, że mnie zostawisz, a ja wtedy stracę wszystko. 
- No to popatrz, jak ułatwię nam życie. Teraz ja sam nie chcę, żebyś ze mną jechała. Nigdy nie chciałem cię wykorzystać ani zranić. - mruknął, po czym szybko wyminął mnie i zniknął za rogiem, a ja poczułam jak słona ciecz spływa po mojej twarzy. 
Otarłam łzy wierzchem dłoni i ruszyłam przed siebie. Nie zwracałam uwagi teraz na to, jak wyglądam, a na pewno nie był to zbyt piękny widok. Wlokłam się powoli między jakimiś alejkami, martwiło mnie tylko jedno: nigdy więcej nie zobaczę Justina? Dopiero co go odzyskałam, a już musiałam coś spieprzyć. Widocznie nie jest mi pisane z nim być. Jednak kiedy nie ma go przy mnie, czuję pustkę. Zorientowałam się, że tak jest dopiero, kiedy wrócił. Tak jakbym straciła coś ważnego, bez czego nie mogę normalnie funkcjonować. To dziwne, ale tak właśnie jest. I myślę, a nawet wiem, że kocham go. Kocham go i chcę jechać z nim wszędzie, byle nie czuć znów tego, co przez ostatni rok, kiedy był w więzieniu. Nie wytrzymam dłużej. 
Moje przemyślenia przerwał odgłos otwierających się drzwi samochodu. Kiedy zerknęłam w tamtą stronę, zauważyłam dwóch ciemno ubranych mężczyzn. Moje serce przyśpieszyło i już miałam przyśpieszyć kroku, kiedy poczułam, jak ktoś łapie mnie w pasie i ciągnie do tyłu. Chciałam krzyczeć, ale moje usta przykryła jakaś tkanina. Po chwili moje powieki zaczęły opadać, nie miałam na nic siły i jedyne co chciałam teraz to spać, spać, spać, spać...

***

- Obudź się. - usłyszałam niewyraźny męski głos, a tuż po chwili ciecz spływającą po mojej twarzy, włosach i ramionach. - No dalej, wstawaj, księżniczko. - zaśmiał się. Uchyliłam powieki, z początku nie wiedząc co się dzieje. - Nareszcie. - westchnął. Chciałam przetrzeć twarz, ale coś unieruchomiło moje ręce. Zaczęłam nimi poruszać, starając się je uwolnić, ale nie udało mi się. 
- Gdzie ja jestem. - wymruczałam, ledwo słyszalnie, na co odpowiedział mi głośny śmiech. Śmiech, który przeraził mnie. Gdzie ja do cholery jestem?!
- Nieważne gdzie, ważne dlaczego. - poklepał mnie po policzku, dopiero teraz się rozbudziłam. 
Rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu, które oświetlała jedynie mała żarówka, widząca na cienkim łańcuszku. Przede mną stał wysoki, łysy mężczyzna, a za mną drugi, trochę mniej umięśniony brunet. 
- Co się dzieje? - krzyknęłam przestraszona, widząc, że moje ręce związane są grubym sznurem, podobnie do moich nóg. - O co chodzi? - zaczęłam się wiercić, jednak przestałam, czując pieczenie na policzku.
- Uspokój się, kurwa. - splunął mięśniak, kucając przede mną. - Zaraz się wszystkiego dowiesz. - oznajmił, a chwilę później do pomieszczenia wszedł kolejny facet, myślę, że miał nie więcej jak 25 lat, choć wyglądał bardzo poważnie. 
- Obudziła się nasza śpiąca królewna. - uśmiechnął się, poprawiając swój czerwony krawat. - Wyspałaś się? - spytał, jakby w ogóle go to obchodziło. Nie odpowiedziałam. - Odpowiadaj mi, jak do ciebie mówię. - dodał ostrzej, szybko pokiwałam głową. - Wiesz, czemu tu jesteś? - spytał już delikatniej.
- Nie... - mruknęłam, poruszając dłońmi. Na nic, węzeł był zbyt mocny.
- Kojarzysz pana Justina Bieber'a? - jak na zawołanie w mojej głowie pojawiły się wspomnienia z wieczoru, choć nie wiem, co mieliśmy teraz, w pomieszczeniu nie było okien. 
- A co to ma do cholery wspólnego z tą sprawą?! - warknęłam i od razu tego pożałowałam. Ponowne pieczenie na policzku. Przymknęłam powieki, blokując napływające do nich łzy.
- Radzę ci odzywać się grzeczniej, bo może być niemiło. - oznajmił sztucznie miłym głosem.
- Jakby teraz było... - szepnęłam sama do siebie.
- Więc wiem, że go znasz. Wypuścimy cię, jeśli tylko zadzwonisz i zaprosisz go do nas. - wyjaśnił. Uniosłam brwi. O co tu do cholery chodzi? Na co im Justin?

- Nadal nie powiedziałeś mi, dlaczego masz wyjechać i czemu niby miałbyś mnie narażać? - pytałam dalej. Musiałam, bo chciałam to wszystko zrozumieć. 
- Cholera, Miley. - podniósł się szybko z kanapy i złapał za kark. - Naprawdę nie rozumiesz? Mam teraz przejebane. On zna wszystkich w tym mieście i nie podda się, póki mnie nie załatwi, nieważne czy siedzi za kratkami czy nie. - oznajmił, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć.

Teraz mnie obchodziło. Oni chcą "załatwić" Justina. Dlatego nie chciał mnie narażać. 
- A jeśli nie zadzwonię? - odezwałam się po dłuższej chwili, na co ten uniósł kąciki swoich ust. 
- Zadzwonisz. - odparł z pewnością siebie. 
- Skąd ta pewność? 
- Chłopcy, możecie nas na chwilę zostawić? - zwrócił się do tamtych, a ci posłusznie opuścili pomieszczenie, zamykając drzwi. Podszedł do mnie i kucnął. Od razu poczułam mocny odór wody kolońskiej i papierosów. - Jesteś bardzo ładną dziewczyną, Miley. - uśmiechnął się do mnie, przechylając lekko głowę. - Szkoda by było, gdyby ktoś zrobił ci krzywdę. - dodał, przejeżdżając opuszkami palców po moim policzku. Szybko odwróciłam głowę.
- Zostawcie mnie w spokoju. - jęknęłam, przypominając sobie, co stało się wtedy w magazynie. 
- Jeśli tylko zadzwonisz do Justina, jesteś wolna. - odpowiedział.
- Nie zrobię tego. - od razu zaprzeczyłam. 
- Oj Miley, Miley... - westchnął, kładąc dłoń na moim udzie. 
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam, przez co wbił palce w moją skórę. Skrzywiłam się z bólu. - Proszę... - dodałam płaczliwym głosem, ale to nic nie pomogło. 
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chcę cię teraz przelecieć. - oznajmił, jakby to było najnormalniejsze zdanie na świecie. Poczułam ukłucie w brzuchu i strach. - Niestety nie mam czasu... na razie. - dokończył, wreszcie zabrał ode mnie te łapy. - Ale wrócimy do tego, obiecuję. - kolejny chytry uśmieszek skierowany w moją stronę, podniósł się i kolejny raz poprawił swój krawat. - Do zobaczenia. - skinął na mnie głową i wyszedł, usłyszałam, jak zamyka drzwi na dwa zamki. 
Spojrzałam w dół na swoje udo, na którym widniało pięć zaczerwień, każde na jeden palec. Już nie kontrolowałam płaczu, połykałam słone łzy, starając się być jak najciszej, nie chciałam, aby mnie usłyszeli. W co ja się wpakowałam? Co teraz robić? Jak uciec? Tyle pytań...

____________________________________________
Nareszcie mamy rozdział. Przepraszam, że tyle musieliście na niego czekać, ale kiedy miałam wenę - nie miałam, jak pisać, kiedy miałam mogłam pisać - nie miałam weny i tak w kółko.
Ale napisałam coś dłuższego i myślę, że w miarę dobrego. 

Boję się, że będę musiała zrobić sobie przerwę od pisania... Na pewno opuszczę jednego bloga, ale nie wiem, którego. Obie historie lubię i chciałabym obie dokończyć, ale ilość mojego wolnego czasu oraz weny niestety mi na to nie pozwala. Nie wiem, co robić...

Myślę, że dobija mnie także liczba komentarzy pod rozdziałami. Na twitterze informuję 30 osób, blog obserwuje 12, a liczba komentarzy wcale nie wskazuje na to, że mam tyle czytelników. Oczywiście, cieszę się, że pod ostatnim postem dobiliście do 23, ale tyle siedzę nad rozdziałem, męczę się, więc myślę, że zasługuję na choćby drobne "czytam", żebym wiedziała, że mam dla kogo to pisać. Nie chodzi mi o spamienie komentarzami, ale jakby każdy zostawił jeden, byłabym naprawdę szczęśliwa.

Druga sprawa. Chcę Was poinformować, że blog dobił do 30 000 wyświetleń, nawet nie macie pojęcia jak mnie to cieszy. Jednak kiedyś było 200-300 wejść dziennie, a teraz ledwo ponad 100 :( To naprawdę mnie zdołowało, czuję, że Was tracę. 

Następny rozdział będzie już po rozpoczęciu, chyba, że złapie mnie jakaś większa wena, to coś napiszę, ale naprawdę nie chcę robić Wam nadziei, już i tak dość często Was zawodzę.

WAŻNE
Jeśli chcesz być informowana o nowych rozdziałach na twitterze musisz obserwować konto, bo z tych właśnie osób informuję:)





25 komentarzy:

sweetxpancake pisze...

świetny <3

Anonimowy pisze...

Sory ale nie dziw się, że masz coraz mniej widzów, jeżeli nie dodawałaś rozdziałów to stwierdzili, że zapomniałaś o tym blogu i masz nas (czytelników) w dupie..
A co do opowiadania - zajebiste ;d czekam na nn i mam nadzieję, że nie będę czekała miesiąc ;p

Anonimowy pisze...

świeeetny 4 rozdział! Tylko, że nie zrozumiałam za bardzo tego, że oni poszli do Niej do domu do tej łazienki... zrozumiałam jakby do łazienki w tym klubie :D

A co do komentarza wyżej .. bez przesady, są wakacje. Dziewczyna się stara piszę dla nas coraz lepiej, dlużej i ciekawiej. Ja jestem wyrozumiała, nawet jak nie dodawałaś długo rozdziału. Życie przecież nie kończy się na opowiadaniach. Nie hejtujmy- to zniechęca do pisania.

Ola.

Ogmachcok pisze...

CZYTAM

Anonimowy pisze...

biedna Miley :o ciekawe czy zdzwoni do Justina, chociaż jak do niego zadzwoni to go skrzywdzą :c rozdzaił genialny <3

Anonimowy pisze...

To jest najlepsze opowiadanie jakie do tej pory czytałam. (: Zostaw to opowiadanie. Postaram Ci się pomóc go zareklamować. ((:

matreya pisze...

Jezu świetne opowiadanie, zostaw je, pisz dalej<3

forgive pisze...

ej ja czytam! tego bloga nie zostawiaj za bardzo go kocham :( uwielbiam to czytać i wchodziłam i wchodzić będę codziennie! <3

Anonimowy pisze...

Po pierwsze: zajebisty rozdział :D
Po drugie: to nie jest tak, że coraz mniej osób wchodzi na twojego bloga, po prostu tyle czasu nic nie pisałaś, że ludzie myśleli, że skończyłaś pisać.
Po trzecie: Fajnie by było gdybyś dokończyła tego bloga, bo to mój ulubiony <3

@_Cyrus007_

Unknown pisze...

czytam czytam i nie przestanę dopóki ty nie przestaniesz pisać <3 trzymaj sie xoxo

Anonimowy pisze...

Czytam i chcę czytać to opowiadanie! Nawet nie wiesz jakie jest świetne. Proszę pisz tego bloga. Ja mogę czekać nawet miesiąc. Rozdział jest fascynujący, warto było czekać :) Myślałam, że po prostu "znudziło" ci się to opowiadanie, że masz je w dupie. Martwiłam się, bo bardzo chcę doczytać te opowiadanie :))) Życzę najwspanialszej weny na całym świecie. Wierna czytelniczka Ala xoxo

Anonimowy pisze...

Co nowy rozdział piszesz coraz lepiej! Również życzę Ci WIEELKIEJ weny.
Czytelniczka Magda :))

Unknown pisze...

kooocham to opowiadanie <33 prosze dokoncz tooo !!! czekam na nn ;*;*

Natu xx

Anonimowy pisze...

Świetny <3 uwielbiam to opowiadanie proszę pisz dalej ;**

Anonimowy pisze...

pisz dalej ;) kocham to <3<3

Anonimowy pisze...

dziś wpadłam na bloga i całego przeczytałam i stwierdzam iż jest cudowny!!!
Asia <3

toddler pisze...

Świetny <3

Unknown pisze...

czytam i cały czas czekam na kolejny ;) naprawdę masz wielki talent XoXo

Unknown pisze...

świetne <3

Doms pisze...

kocham to <3 ;**

Anonimowy pisze...

czytam

Anonimowy pisze...

czytam i czekam na następny :D

Anonimowy pisze...

naprawdę świetny!
jestem strasznie ciekawa co będzie dalej :DD

Unknown pisze...

http://ilosteverythingwhatihave.blogspot.com/
Zapraszam na mojego bloga!

Anonimowy pisze...

kicia kiedy kolejny? :((((((( i no co do rozdziału zajebisty szybciutko postaraj się dodać :( <3