27.10.2013

Rozdział Siódmy (II)

BLOG CHWILOWO ZAWIESZONY
przepraszam x

Potykałam się o własne nogi, starając się nadążyć za szybkim krokiem Jamie'ego. Co chwilę oglądałam się przez ramię, ale najwidoczniej ich zgubiliśmy, cóż... taką miałam nadzieję. Nie muszę chyba mówić, że jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, prawda? Z resztą... jak zwykle. To potrafi być naprawdę irytujące.
- Wolałbym, żebyś przestała patrzeć na mnie, a skupiła się na swoich stopach, bo nie mam czasu na zbieranie cię z chodnika. - mruknął, nawet na mnie nie patrząc.
Poczułam pieczenie na policzkach,przyłapał mnie, naprawdę tak intensywnie mu się przyglądałam? Posłuchałam jego zaleceń i wbiłam wzrok w swoje tenisówki, które szybko poruszały się po chodniku. Moje nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, na szczęście wchodziliśmy włśnie na parking, gdzie zaparkowaliśmy samochód. Podeszliśmy, a wręcz podbiegliśmy do czarnego audi i miałam właśnie wsiadać na odpowiednie miejsce, kiedy spojrzałam w dół. Opony były przebite, a powietrze już je opuściło.
- Kurwa! - warknął blondyn, uderzając o maskę pojazdu. Przygryzłam wnętrze policzka, przyglądając się jego poczynaniom. Przejechał dłońmi po swoich włosach, mocno ciągnąc za ich końcówki. Rozejrzałam się po parkingu, który teraz był już prawie pusty, kilka samochodów zajmowało miejsca w tym sektorze.
- Co teraz? - spytałam, zaczynając się niecierpliwić. Jamie podniósł na mnie swój błękitny wzrok, po czym po prostu wzruszył ramionami.
- Musimy iść na nogach, trzeba zadzwonić do Justin'a, może złapie nas po drodze. - oznajmiłam, spoglądając w stronę, z której przyszliśmy. - Chyba ich zgubiliśmy. - dodał, ruszając przed siebie.
Tym razem położył swoją dłoń na moich plechach, lekko pchając mnie do przodu. Wyciągnęłam iPhone'a i ponownie wybrałam numer Justin'a.
- No i co jest? - spytał, a w jego głosie od razu dało się doslyszeć zdenerwowanie.
- Przebite opony, musimy wracać pieszo, podjedziesz do nas... hmm... pod teatr? - odparłam po krótkim namyśle.
Szatyn rzucił krótkie "jasne", po czym rozłączył się. Telefon ponownie znalazł się w kieszeni moich spodenek. Oblizałam wargi, ponownie spoglądając za ramię, nic. Odetchnęłam z ulgą. Jamie chyba też już się uspokoił, ponieważ nieco zwolnił i teraz nadążałam za jego krokiem. Skręciliśmy w alejkę między galerią, a kinem, kiedy usłyszałam za sobą jakieś śmiechy. Zerknęłam za siebie, a moje serce ponownie zaczęło być z podwojoną prędkością. Byli za nami, dość blisko. Blondyn zatrzymał się, więc spojrzałam na niego, czekając, aż ruszy ponownie, nie możemy tutaj na nich tak po prostu czekać, jednak zrozumiałam to, patrząc przed siebie na dwóch rosłych mężczyzn z kilkudniowym zarostem gęstrzym niż włosy na ich głowach. Wciągnęłam głośno powietrze, co teraz?
- Cześć, Jamie. Teraz robisz za ochroniarza? - rzucił jeden, krzyżując ręce na piersi.
- A może to kolejna lalka. Tę radziłbym ci lepiej bronić, a wręcz przeszkolić, tamta była bardzo słabiutka. - dodał brunet obok niego. Poczułam, jak mięśnie blondyna momentalnie się spinają, a oddech robi się szybki, płytki. - No co, nie masz nam nic do powiedzenia? - krzyknął, wyczekując jego reakcji.
- Nie bawcie się z nim, mamy wziąć tylko dziewczynę, pamiętacie? - odezwał się jeden z tych za nami. Spojrzałam na każdego z nich i niemożliwością było, żeby Jamie poradził sobie z nimi wszystkimi, było ich za dużo. Zwilżyłam wargi.
- Dalej robicie wszystko, co wam każe? Nie macie jakiś większych ambicji? - odwarknął po chwili, czułam, że stara się uspokoić oddech.
- Koniec gadaniny, oddaj ją, a rozdzielimy się w spokoju, nie chcesz chyba kłopotów. - zaproponował mężczyzna o ciemnych, niemal czarnach włosach i gęstych brwiach. Uśmiechnął się lekko, zaciskając dłoń w pięść. - To jak? Dogadamy się? - spytał po chwili. Zerknęłam na Jamie'ego. Oczy miał zwężone, a szczękę mocno zaciśniętą.
- Chyba sobie żartujesz. - w jego głosie dosłyszałam rozbawienie? Przełknęłam ślinę wraz z gulą, która rosła w moim gardle.
- Dajcie nam spokój! - pisnęłam, zaśmiali się, przerzucając wzrok na mnie. Przygryzłam dolną wargę, byliśmy w dupie, dosłownie w dupie.
- Pozwolił ci się ktoś odzywać? - syknął brunet, unosząc swoje brwi. - Nie wydaje mi się, więc zamknij, kurwa, ten pysk. - dokończył. Bałam się, strasznie się bałam. Chociaż nie wiem, czego najbardziej. Tego, że znowu trafię do tamtej piwnicy i niewiadomo, co mi zrobią tym razem, a może tego, że coś stanie się Jamie'emu z mojej winy? Przecież gdybym nie chciała jechać do tej pieprzonej galerii, nie złapaliby nas.
- Dobrze wiecie, że jej wam nie oddam, więc spieprzajcie stąd zanim skopię wam tyłki. - cały czas mówił to z takim spokojem, jakby zaistaniała sytuacja była dla niego codziennością.
- Śpieszy nam się, kurwa. - splunął jeden z nich, po jego postawie mogłam stwierdzić, że był ich szefem czy coś w tym stylu. Ciemne włosy, dwudniowy zarost, mocno zarysowana szczęka, a jego obcisła koszulka eksponowała mięśnie. Był wręcz napakowany, w przeciwieństwie do Jamie'ego, on miał zupełnie inną budowę. Owszem, był umięśniony, ale zupełnie inaczej. - Złapcie tę sukę! - syknął do reszty. Już po sekundzie objęły mnie dwa silne ramiona i zaciągnęły do tyłu, trzymając w żelaznym uścisku. - Sam tego chciałeś. - mruknął, a na jego twarz wpełzł chytry uśmieszek, po czym przyłożył blondynowi w twarz tak mocno, że jego głowa odwróciła się w moją stronę, a z nosa zaczęła sączyć się czerwona ciecz. Wciągnęłam gwałtwonie powietrze. Kolejny cios tym razem w brzuch, zgiął się w pół. Brunet zamachnął się, aby uderzyć kolejny raz, ale Jamie odskoczył do tyłu, złapał go za kark i uderzył kolanę w jego twarz. Obserwowałam to wszystko z załzawionymi oczami.
- Co tak stoicie do kurwy nędzy! Rozpierdolcie go! - krzyknął, trzymając się za złamany, zakrwawiony nos. Jak na zawołanie do Jamie'ego podbiegło dwóch dryblasów. Okładali go pięściami, przed niektórymi udało mu się uciec, ale on był jeden, a ich już trzech, nikt nie dałby sobie rady.
- Jamie! - pisnełam, kiedy blondyn opadł na ziemię. Był teraz kopany po żebrach. Miałam wrażenie, że słyszę jak strzelają jego kości. Próbowałam się wyrwać, chciałam podbiec do niego i pomóc mu jakoś, ale nie mogłam. 
- Na następny raz zapamiętaj, my zawsze bierzemy to, co chcemy. - uśmiechnął się brunet, wyciągając z kieszeni spodni jakiś kawałek materiału i wytarł nią twarz, pozbywając się resztek krwi. Zanim odszedł, kopnął go jeszcze raz z taką siłą, że Jamie musiał się przewrócić na drugą stronę z głośnym stęknięciem. - Zabierzcie ją do samochodu. - rozkazał.
Usłyszałam strzał, a po chwili jeden z nich upadł na ziemię, z jego klatki piersiowej wypłynęła krew. Wszyscy zaczęli się rozglądać, łącznie ze mną. I znowu, kolejny opadł na kolana. Moje serce biło teraz jeszcze mocniej, choć nie wiem, czy to w ogóle możliwe. Zza rogu wyszedł szatyn. W ręce trzymał broń. Ubrany w czarną bluzę, ciemne, jeansowe spodnie oraz czerwone buty marki supra. Nacisnął spust, celując w mężczyznę obok mnie, podskoczyłam, kiedy wielkie ciało runęło przed moimi nogami. 
- Witamy pana Bieber'a. Dołączysz się do zabawy? - zaśmiał się brunet. Śmierć tamtych nie wywołała u niego żadnych emocji, nienawidzę takich ludzi, nawet mnie ich bylo szkoda. 
- Nie wkurwiaj mnie. Spieprzaj zanim wsadzę się tę kulkę do gęby. - syknął Justin, jego głos przesiąknięty był czystą złością. I w sumie zaczęłam się marwtić, że jest też zły na mnie. 
- Przyszedłem po dziewczynę. Dajcie mi ją, a mogę iść. Na chuj wam ona? - spytał, spoglądając na mnie. Nadal byłam trzymana przez jednego z nich. 
- Nie dostaniesz jej, tak to trudno pojąć, kurwa? - szatyn podszedł bliżej, przykładając broń do jego klatki piersiowej. - Time Over, Bruce. - szepnął, po czym nacisnął spust, a krew Bruce'a opryskała jego buty. - Kurwa, nowe supry! - syknął, popychając ciało, która spadło płasko na ziemię, usłyszałam jak jego kości się łamią. 
Dopiero teraz zauważyłam, że Jamie się podniósł. Stał pod murem, trzymając się za żebra. Na jego prawym policzku pojawiał się już wielki siniak, a cała twarz była umazana w czerwonej substancji. Przygryzłam wnętrze policzka, odwracając wzrok, nie mogłam na to patrzeć, to wszystko przeze mnie. 
Zostałam mocno pchnięta do tyłu, gdybym nie wyrzuciła do przodu rak, ja także miałabym złamany nos. Spojrzałam przez ramię, mężczyzna, który przed chwilą trzymał mnie tak mocno, że prawie nie mogłam oddychać, teraz spieprzał ze sporą prędkością, zaśmiałam się. 
- Nic ci nie jest? - Justin pomógł mi wstać, po czym położył dłonie na moich ramionach i zaczął dokładnie mi się przyglądać. 
- Wszystko dobrze Justin, jest ok. - uśmiechnęłam się lekko, wtulając w jego tors. Objął mnie mocno, słyszałam, jak szybko bije jego serce. Uspokajałam się czując jego zapach i nie przejmowałam się, że jego czarna bluza ubrudzona jest we krwi Bruce'a, miałam ochotę zostać w jego ramionach do końca świata. Odchrząknięcie. Odsunęliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na Jamie'ego.
- Powinniśmy już iść. - oznajmił, krzywiąc się. Był nieźle poturbowany, nawet mówienie sprawiało mu ból. Skinęłam głową. Szatyn objął mnie ramieniem, przyciskając do swojego boku.
- Dzięki, stary. - uśmiechnął się.


***

Jechaliśmy samochodem Justin'a... Nie wiem nawet, gdzie. Opierałam czoło o szybę, patrząc w zmieniający się szybko widok miasta. Przygryzłam mocno dolną wargę, przypominając sobie o Ashley i Chris'ie. Powinnam go olać, tak... powinnam, ale nie umiem, nie potrafię. Zachował się jak palant, wiadome, a nawet mało powiedziane, ale kocham tego idiotę, nieważne jak mocno, mnie zrani. 
Pociągnęłam nosem, ocierając policzek, na który wkradła się pojedyncza łza, nie powinnam płakać, nie teraz. Osunęłam się na fotelu, krzyżując ręce na klatce piersiowej, zerknęłam na szatyna, prowadzącego samochód. Był skupiony na drodze, szczęka mocno zaciśnięta, pulsujące żyły na karku, był zdenerwowany, to wiadome. W odróżnieniu od niego Jamie wydawał się spokojny, jak pierdolona oaza spokoju, której nic nie wzrusza. Siniak na policzku stał się większy, a z licznych rozcięć na twarzy sączyła się czerwona substancja. Nienawidziłam krwi, jej zapachu, jej widoku, po prostu niczego co z nią związane, ale teraz nie mogłam odwrócić od niej wzroku. Może dlatego, że miałam wrażenie, iż to moja wina? Westchnęłam, a w tym samym czasie samochód się zatrzymał. 
Rozejrzałam się. Byliśmy na jednej z biedniejszych dzielnic miasta. Zniszczone, obskurne budynki ozdabiało grafiti, na trzepakach przed blokami bawiły się dzieci, pod murami stało paru mężczyzn palących, pijących, śmiejących się. 
Justin wysiadł, zatrzaskując za sobą drzwi. Śledziłam go wzrokiem. Podszedł do jednej z kamienic i przycisnął przycik na metalowym panelu. Nie mogłam wyczytać z ruchu jego warg tego, co powiedział. Kąciki jego ust powędrowały do góry, kiedy drzwi otworzyły się, a przed szatynem stanęła niska blondynka. Brązowe, duże oczy, szeroki uśmiech, idealna cera. Poczułam dziwny uścisk w żołądku, kiedy jego ramiona owinęły jej drobną sylwetkę, a ona wplotła palce w jego włosy. Przygryzłam wnętrze policzka, odwracając wzrok. 
Nie minęło wiele czasu, kiedy usłyszałam otwieranie drzwi, miejsce obok mnie zajęła owa blondynka. Przyjrzała mi się dokładnie. 
- Widzę, że pasują ci moje ciuchy. - oznajmiła delikatnym głosem. Spojrzałam po sobie. Więc to były jej ubrania? Ubrania Clarissy... Może je sobie wziąć. 
- Tak, dziękuję, że mi je pożyczyłaś. - odparłam, siląc się na lekki uśmiech.
- Daj spokój, nie ma sprawy, bardzi ładnie w nich wyglądasz. - mówiła to z takim entuzjazmem, jakby zaraz miała wybuchnąć i wylecieć w kosmos, co szczerze? Chyba by mi nawet nie przeszkadzało.- Jestem Clarisa, ale możesz mi mówić Clary, a ty to Miley? - uniosła lekko jedną brew, skinęłam głową. 
- W porządku, możemy jechać. - odezwał się Justin, przekręcając kluczyk w stacyjce.
- Świetnie, mam dość tego dużego miasta. - westchnął Jace, spoglądając na mnie z lusterka, chyba upewniając się czy aby mnie nie uraził.
- O matko! Jace, co ci się stało?! - pisnęła, na co blondyn przewrócił oczami.
- Nic takiego, Clary, naprawdę... - mruknął pod nosem. 
- Jak to nic takiego!? Widziałeś swoją twarz? - ciągnęła dalej, po czym złapała w dłonie twarz chłopaka i zaczęła ją dokładnie oglądać. - Kto ci to zrobił? - spytała po chwili.
- Jakbyś nie wiedziała, tak trudno się domyślić? - Justin spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. 
- Możemy już jechać? - fuknął Jamie, zabierając ze swojej twarzy ręce blondynki. Ta posłusznie zajęła swoje miejsce, op czym zapięła pasy, samochód ruszył.

***

Uchyliłam powieki. Zasnęłam? Tak... Podniosłam się do pozycji siedzącej, rozciągając się, co było dość trudnym zadaniem w audi Justin'a. Przejechałam dłonią po karku, przez co poczułam na nim gęsią skórkę. Otuliłam się ramionami z powrotem opierając o szybę. Jechaliśmy jedną z głównych, stanowych autostrad. Zerknęłam na swojego iPhone'a, było już po dwudziestej pierwszej, a ja byłam zmęczona, jakby był środek nocy. 
Mój wzrok przykuła wiadomość, którą właśnie otrzymałam. Odblokowałam urządzenie i odzytałam tekst.

Ashley: 
Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku. Uważaj na siebie xoxo.

Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym odpisałam krótkie "Ok, Ty też, kocham." i schowałam telefon z powrotem do kieszeni szortów. Założyłam nogę na nogę, czując ucisk w dolnej części ciała. Spojrzałam przez szybę i dziękowałam w duchu, że właśnie przejeżdżaliśmy obok stacji.
- Um... Justin, możemy zatrzymać się na stacji? - spytałam, zerkając na Clary, która spała ze spuszczoną głową, gęste, lekko lokowane włosy zasłaniały jej twarz.
- Jasne. - odparł i od razu zjechał na odpowiedni pas, po czym wjechał na mały parking. - Chcesz żebym poszedł z tobą? - spytał, opierając się łokciem o oparcie fotela. Pokręciłam głową, naciskając klamkę.
- Myślę, że sobie poradzę. - uśmiechnęłam się lekko, po czym wyszłam z samochodu, szybkim krokiem kierując się do drzwi wejściowych. Rozejrzałam się po sklepie w poszukiwaniu jakiegoś znaku, sugerującego drogę do toalery. Kiedy wreszcie go odszukałam, ruszyłam w owym kierunku. Otworzyłam drzwi i pisnęłam na widok przed sobą. Stałam naprzeciwko jakiegoś kolesia, który właśnie zapinał swoje spodnie. Niemal czułam, jak moja twarz nabiera barwy buraka, zasłoniłam ją dłońmi.
- Bardzo przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś tu jest, przepraszam! - wypaliłam, po czym cifnęłam się, trzaskając drzwiami. Oparłam się o ścianę obok. Przeczesałam dłonią włosy, automatycznie wybuchając głośnym śmiechem, jednak opanowałam się szybko, przecież on mógł to słyszeć. 
- Wolne. - usłyszałam męski głos, spojrzałam w tamtym kierunku i automatycznie przygryzłam wnętrze policzka. 
- Tak, dzięki. - mruknęłam.
- Sorry, to moja wina, powinienem zamykać drzwi. - zaśmiał się nerwowo, przejeżdżając dłonią po swoich jasnych włosach. Na moją twarz niekontrolowanie wkradł się uśmiech. Nawet nie chcę wiedzieć, jaką miałam minę, kiedy tam weszłam.
- A ja powinna pukać. Powiedzmy, że jest po równo. - oznajmiłam.
- Thomas. - wyciągnął przed siebie rękę, którą po chwili uścisnęłam.
- Miley. - oznajmiłam. - Ja chyba powinnam... - zaczęłam, wskazując na pomieszczenie obok. Thomas zaśmiał się cicho, po czym skinął głową.
- Jasne. 
Weszłam przez ciemne drzwi do małej toalety. Spojrzałam na siebie w lustrze. Potargane włosy, pomięte ciuchy, w niektórych miejscach lekko rozmazany makijaż. Nie powinnam się tak pokazywać. Westchnęłam. 
Załatwiłam swoją potrzebę, poprawiłam nieco swój wygląd i wróciłam do sklepu. Thomas stał za kasą, rozmawiając z kimś przez telefon. Podeszłam do jednej z półek i wzięłam z niej paczkę żelek. A co tam, dwie paczki żelek, jakieś orzeszki, a z lodówki wyciągnęłam pepsi. Z tym wszystkim podeszłam do kasy, jasnowłosy właśnie kończył rozmowę.
- To wszystko? - spytał, podając mi reklamówkę z moimi zakupami.
- Tak. - kiwnełam głową, wyciągając z kieszeni pieniądze. - Ile?
- Dziewięć dolarów i twój numer. - poruszył zabawnie brwiami, prze co zachichotałam.
- To masz tu dziesięć dolarów, a numer to ci się raczej nie przyda. - odparłam.
- A to dlaczego? - wypchał do przodu dolną wargę, patrząc na mnie ze wzrokiem zbitego kundla. 
- Bo nie jestem stąd, a poza tym mam... - zerknęłam w kierunku czarnego audi i przewróciłam oczami, widząc jak Clary wygłupia się z Justin'em, a następnie ponownie lądują w mocnym uścisku. - Nieważne. - uśmiechnęłam się, zabierając z lady zakupy.
- A więc skąd jesteś? - spytał, chowając do kasy pieniądze.
- Z Nowego Jorku. Ale myślę, że na jakiś czas zamieszkam w Stratford. - oznajmiłam, poprawiając włosy, które opadły mi na czoło.
- To nie tak daleko. W sensie Stratford nie jest tak daleko od miasta, w którym mieszkam. Pół godziny drogi może. Więc...? - nie ustępował. Przygryzłam dolną wargę, po czym wyciągnęłam z kieszeni iPhone'a i podałam mu numer. Nie sądzę, abyśmy się spotkali, więc co mi szkodzi. 
- A teraz już muszę lecieć. Znajomi czekają. Trzymaj się. - pomachałam mu, kierując się do wyjścia.
- Do zobaczenia, Miley. 

***

- Witaj w Stratford. - usłyszałam nad sobą głos szatyna, kiedy wysiadłam z samochodu, po czym zamknęłam za sobą drzwi, rozglądając się dookoła. Było tutaj jak w każdym mniejszym miasteczku, ale przyznam, że podobało mi się, nawet bardzo. Chociaż nie widziałam zbyt wiele, ponieważ było ciemno, a nieliczne latarnie słabo oświetlały ulice. Domy ustawione w równym szeregu pomalowane były na różne kolory, otoczone różną roślinnością.
Justin wyciągnął z bagażnika moją walizkę, po czym podał ją Jamie'emu, na co od razu się zerwałam.
- Wezmę ją. - oznajmiłam, niemal wyrywając mu z ręki bagaż.
- Przecież mogę nią ponieść, nie jest aż taka ciężka. - westchnął blondyn, przejeżdżając dłonią po swoich włosach, po czym wystawił ją w moim kierunku.
- Więc mogę ją ponieść. - uśmiechnęłam się.
- Juuuuuuustin! - usłyszałam głośny krzyk, więc odwróciłam się w owym kierunku.
 Przewróciłam oczami na widok wysokiem brunetki. Na jej twarzy gościł wielki uśmiech, tak wielki, że miałam wrażenie, iż zaraz wybuchnie. Biegła w naszym kierunku, a kiedy była juz wystarczająco blisko, dosłownie skoczyła na szatyna, który objął ją jedną ręką. Drugą trzymał walizkę Clary. O, świetnie, kolejna do kompltu, dużo masz jeszcze tutaj dziewczyn, Justin? Westchnęłam.
- Jezu, jak ja tęskniłam. - odezwała się po dłuższej chwili, kiedy chłopak odstawił ją na ziemię. Poprawiła swoje włosy, które przylepiły się do jej twarzy. 
- Wyrosłaś strasznie, mała. - zaśmiał się, przejeżdżając po niej wzrokiem.
- Nie przesadzaj! - uderzyła go w ramię, na co nawet nie zareagował. - A to.. kto? - spytała, odwracając się w moją stronę. Przetarłam twarz dłonią. W przeciwieństwie do niej wyglądałam pewnie jak jakaś bezdomna czy coś.
- Jazmyn, to Miley. Miley, poznaj moją siostrę Jazmyn. - uchyliłam usta. Więc to jego siostra... Przejechałam językiem po dolnej wardze, ściskając jej dłoń. 
- Hej. - powiedziałam nieśmiało.
Podskoczyłam, kiedy jakaś wysoka postać przeszła obok, lekko trącając mnie ramieniem.
- Cześć, stary! - przywitał się z szatynem męskim uściskiem. - Dawno cię u nas nie było. - oznajmił, robiąc krok w tył.
- Taaa, miałem coś do załatwienia. Teraz zostanę dłużej. - uśmiechnął się, spoglądając na mnie, co nawet nieświadomie odwzajemniłam.
- Przyjechaliście wcześniej. - odezwała się Jazmyn.
- Tak, tak jakoś wyszło. 
- No i właśnie, widzisz... Jest jeden problem. - niechętnie oznajmił brunet, drapiąc się po karku. Spojrzałam na niego, lekko unosząc brwi, to samo zrobił justin.
- Jaki problem?


_________________________

TAK SIĘ MĘCZYŁAM Z TYM ROZDZIAŁEM:O
Ale powiedziałam sobie, że dzisiaj skończe i skończyłam.
Może nie jest taki, jaki chciałam, aby był, ale musicie się tym zadowolić.

Następny postaram się napisać szybciej, zrobię wszystko,
aby tak się stało, promise.

Proszę, jeśli to przeczytałeś, skomentuj. Nawet, jeśli Ci się nie podoba,
chciałabym dowiedzieć się, co szczerze myślisz o tym blogu.
Wiem, że Was tym męczę, ale komentarze dla pisarzy są naprawdę ważne.

ASK - pytajcie o cokolwiek,
nudzi mi się haha.

UWAGA! JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANA O NOWYCH
ROZDZIAŁACH, MUSISZ WPISAĆ SIĘ DO ZAKŁADKI INFORMOWANIE!
TERAZ STAMTĄD BĘDĘ BRAŁA OSOBY DO POWIADOMIENIA, WIĘC
KLIK I WPISUJESZ SWÓJ USERNAME:)

20 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Myślałam,że już nie dodasz :D Rozdział jest świetny tylko przerwany w najmniej odpowiednim momencie ;p teraz będę cały czas się zastanawiała o co chodziło.Mam nadzieje,że faktycznie dodasz szybciej.Z niecierpliwością czekam na nn xD

Niuniek pisze...

Świetny!!! Długo czekałam,ale jest zajebisty! :*

Unknown pisze...

Boze kochany koocham to opowiadanie i bloga i wgl !! *_* czekam na nn <33

Natu xx

Anonimowy pisze...

Podoba mi sie, boze mam nadzieje, ze Justin dalej kocha Miley..

sweetxpancake pisze...

świetny ♥

Anonimowy pisze...

podoba mi się jak piszesz , ogólnie ten blog jest cudny *-*

PS : Nie zawsze mam czas bo cały czas próby lub lekcje , przepraszam że nie dodaję komów ale czas


xx
Meg

forgive pisze...

Blog jest serio świetny, masz dużo, genialnych pomysłów! ;) naprawdę masz talent.
Jezu ile dziewczyn wkoło Justina :/ on musi być z Miley! ;)
czekam na kolejny <3

Unknown pisze...

Może jestem wredna,ale wolisz abyśmy były z Tobą szczerę,a więc..JESTEM.Dodawałaś wiele,ciekawszych notek,Ten był tak jagby pisany na przymus,rozumiesz? Sądzę,że tak bo jestesambitna.Nie podoba mi się fabuła,akcja.Być może dla tego,że nie lubię trailerów,i czarnych charakterów.Do niczego innego nie mogę się przyczepoić.Pamiętaj,że nadal jestem z Tobą.Pisz dalej,bo czekam <3

Anonimowy pisze...

Super <3

KLAUDIA pisze...

jak zawsze super :)

Anonimowy pisze...

Zaaaaajeeeeebistyyyyyyy <3 <3 <3

Ogmachcok pisze...

Kochammm... !!!

Top Secret pisze...

Masz rację, w większej części jest pisany na siłę, przepraszam, ale mam problemy i to wpływa na moją wenę...

Anonimowy pisze...

ŚWIEEEEETNIE!!!!!

Anonimowy pisze...

Świetny <33333 Czekam na nn :****

Anonimowy pisze...

hgfhjdojhgjdodighfdpofg już myślałam,że skończyłaś to pisać:(( ale jednak opłacało się czekać..Czekam na następny <3

Andzia743 pisze...

wow! super rozdział,dzieje się trochę mi szkoda Miley nie chciałabym się tak czuć nieswojo jak ona czekam na kolejny <3

Andzia743 pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

ZAJEBISTY ROZDZIAŁ <3 nie moge sie doczekać następnego :D

Unknown pisze...

czekam na następny pisz!! <333