- Ziemia do Miley. - wyrwał mnie z zamyślenia, lekko potrząsając moim ciałem.
- Co? A tak... Dzięki. - wymusiłam na sobie blady uśmiech, odbierając kubek z gorącą herbatą. - Um... Jestem zmęczona, pójdę wziąć prysznic i pewnie się położę. - oznajmiłam i podniosłam się, wymijając zdezorientowanego bruneta. Faktycznie, nie byłam zmęczona.
Opuściłam pomieszczenie bez pośpiechu, a kiedy weszłam do łazienki, szybko wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon. Wzięłam głęboki wdech i wybrałam odpowiedni numer, już po trzech sygnałach usłyszałam lekki głos Ashley.
- Słucham?
- Hej Ashley... Słuchaj, nie uwierzysz, co ci powiem. - uprzedziłam ją, siadając na blacie.
- Co się stało? - spytała, nie domyślając się, o co mi chodzi.
- Siedzisz? - upewniłam się, lekko unosząc kąciki ust.
- Taaak... - przeciągnęła.
- Justin wyszedł na wolność. - wydusiłam z siebie, po drugiej stronie nie dosłyszałam żadnej odpowiedzi. Przez chwilę trwałyśmy w ciszy, ona chyba naprawdę się tym przejęła.
- Słucham? - wypaliła po chwili, przez co przewróciłam oczami. Przecież dobrze słyszała.
- To, co słyszałaś. On jest na wolności. Widziałam go dzisiaj.
- Żartujesz sobie?! I nic mi nie powiedziałaś? Przecież Chris wpadnie w szał, kiedy się dowie. - zmartwiła się, wiedziałam to... Z resztą czułam, że obecność Jusa w centrum nie była przypadkowa, tylko nie rozumiem, dlaczego uciekał. Westchnęłam.
- Wiem i właśnie dlatego on nic o tym nie wie. Nie powiedziałam mu i nie zamierzam. - oznajmiłam cicho, choć i tak nie mógł nic usłyszeć.
- Ale dlaczego nie mówiłaś nic, kiedy wracałyśmy z zakupów?! - oburzyła się, upominając, że nie odpowiedziałam na jej wcześniejsze pytanie. Oblizałam usta, przecierając czoło.
- Wtedy jeszcze nie wiedziałam o tym... Myślałam, miałam nadzieję, że mi się przywidziało. Rozumiesz... - odpowiedziałam, mając nadzieję, że wie, o co mi chodzi. Te sny i w ogóle wszystko, ze mną nie było w porządku...
- Wiem, wiem... Ale skąd wiesz, że to jednak on? - nadal wypytywała, tak... Ashley.
- Pisali o tym w internecie... Wiesz, na tym portalu. który ciągle przeglądam, w ramach gazety. - przypomniałam jej o moim przypodobaniu. Po co marnować papier, a przy tym i drzewa, skoro można korzystać z takich stron?
- No przecież Chris się dowie! - oczami wyobraźni widziałam, jak wykonuje facepalm'a.
- On tego nie przegląda. - uspokoiłam ją. Tak... Chris z pewnością nie miał czasu, ani chęci na przeglądanie jakiś nowinek, przecież o wszystkim informowałam go ja, więc po co miał marnować swój cenny czas.
- W sumie masz rację... Widziałaś go w centrum tak? Może pojedziemy tam jutro, jeśli chcesz. - zaproponowała niepewnie. Kolejny raz wydałam z siebie ciche westchnienie i przymknęłam oczy.
- Nie wiem, nie wiem Ashley czy chcę przez to kolejny raz przechodzić. - odparłam. - Z drugiej strony wiesz... Tęsknię za nim... - czułam, jak mój głos się łamie, a w gardle tworzy się niewidzialna gula. - Ja się w nim zakochałam. - dodałam na końcu coś, czego obiecałam sobie nigdy więcej nie wypowiedzieć.
- Oh. - tylko to usłyszałam po drugiej stronie. - Pojedziemy tam... Nie chcę żebyś cierpiała. - powiedziała stanowczo i już teraz wiedziałam, że przekonanie jej na zmienienie decyzji może się okazać cholernie trudno, jeśli w ogóle możliwe.
- W porządku. Porozmawiamy jutro, dobranoc. - wcisnęłam czerwoną słuchawkę i odłożyłam telefon na szafkę wiszącą obok. Odkręciłam wodę i zaczęłam się rozbierać, jutro czeka mnie ciężki dzień. Na szczęście będzie ze mną Ashley.
________________________________________
Otworzyłam oczy i jak zwykle zerknęłam na budzik, stojący na stoliku obok. Dochodziła dopiero siódma, więc uśmiechnęłam się leniwie i obróciłam twarzą do bruneta, który jeszcze spał obok mnie. Przejechałam palcem wskazującym delikatnie od ucha do ust, czym jednak go obudziłam. Uniósł lekko kąciki swoich ust, czym także mnie rozweselił. Odwrócił się powoli, a ja zamarłam, patrząc na niego.
- Dzień dobry kochanie. - przywitał mnie... Justin. Potrząsnęłam głową i przymknęłam oczy, kiedy wyciągnął spod kołdry rękę, aby mnie dotknąć.
- Dzień dobry kochanie. - przywitał mnie... Justin. Potrząsnęłam głową i przymknęłam oczy, kiedy wyciągnął spod kołdry rękę, aby mnie dotknąć.
Kiedy je otworzyłam, znajdowałam się w pozycji dokładnie po przebudzeniu. Zeskoczyłam z łóżka, czując, jak ktoś mnie obejmuje.
- Co jest? - spytał zaspany... Chris. Odetchnęłam z ulgą, ale zrobiło mi się głupio, że tak się zachowałam. W sumie, chyba przyzwyczaił się do takich wyskoków, tak, tak, suchar time. - Znowu COŚ ci się śniło? - odezwał się po chwili, nakładając nacisk na "coś".
- Tak, tak. Przepraszam. - złapałam się za głowę, powoli wypuszczając z ust powietrze. - To nic. - dodałam po chwili i uśmiechnęłam się delikatnie, po czym wróciłam do łóżka.
- Co jest? - spytał zaspany... Chris. Odetchnęłam z ulgą, ale zrobiło mi się głupio, że tak się zachowałam. W sumie, chyba przyzwyczaił się do takich wyskoków, tak, tak, suchar time. - Znowu COŚ ci się śniło? - odezwał się po chwili, nakładając nacisk na "coś".
- Tak, tak. Przepraszam. - złapałam się za głowę, powoli wypuszczając z ust powietrze. - To nic. - dodałam po chwili i uśmiechnęłam się delikatnie, po czym wróciłam do łóżka.
Cały czas nerwowo zerkałam na zegarek wiszący na ścianie. Miałam wrażenie, że wskazówki celowo idą tak wolno. Do piętnastej zostały jeszcze trzy godziny, a właśnie o tej godzinie miała pojawić się u mnie Ashley. Czułam się dziwnie, ukrywając przed Chrisem powód mojego wyjścia, ale jak to mówią... Czego nie wie, to go nie zaboli. A mam nadzieję, że się nie dowie. Chcę tylko zobaczyć Justina i dowiedzieć się, co u niego... Przecież nie mam zamiaru do niego wracać, nie, to nie wchodzi w ogóle w grę. Nie chcę zostawiać przecież mojego życia, odpowiada mi tak, jak jest.
- Wyjdziemy gdzieś dziś wieczorem? - usłyszałam nad swoim uchem szept, mimowolnie uśmiechnęłam się i oparłam dłonie na rękach chłopaka, oplatających moje ciało.
- Wieczorem? Znaczy się, o której? - spytałam, spoglądając przez ramię.
- Nie wiem. Dwudziesta? - zaproponował, a ja tylko skinęłam głową.
- Jasne. - zgodziłam się, w moim głosie dało się wyczuć entuzjazm. Dawno razem nie wychodziliśmy. - Popołudniu umówiłam się z Ashley, ale będę na dwudziestą na pewno! - zapewniłam, po czym zrobiłam krok w przód, uwalniając się z jego objęć.
- Znowu? - zmarszczył nos. - Cóż, cieszę się, że już nie siedzisz w domu. - posłał mi chyba najsłodszy uśmiech, jaki kiedykolwiek pojawił się na jego twarzy. Cóż, może to i prawda, długo siedziałam w domu, ale po prostu nie miałam ochoty na jakieś nowe znajomości, a Ashley nie miała czasu.
- Tak, w sumie stęskniłam się za takimi wypadami. - zaśmiałam się cicho, wtulając w tors Chrisa.
- Szkoda, już nie będę miał cię na całe dnie. - zrobił minę zbitego szczeniaka, przez co kolejny raz w pomieszczeniu zabrzmiał mój śmiech, nie przepadam za tym dźwiękiem.
- Przez to każda chwila będzie cenniejsza. - uśmiechnęłam się szeroko, podnosząc na niego wzrok i spojrzałam w jego oczy. - Wiesz... - mruknęłam, cmoknęłam go lekko w usta. - Teraz mamy chwilę. - dokończyłam.
Chris zrobił krok w tył, spuścił głowę, przez co nie mogłam odczytać nic z wyrazu jego twarzy.
- Teraz nie mogę. - oznajmił, ale słyszałam w tym zdaniu smutek, przez co poczułam się taka... chciana? Nie wiem, jak o wytłumaczyć.
- Czemu? - skrzywiłam się.
- Muszę jechać do ojca. Wiesz, ostatnio ma problemy w firmie i prosi mnie o pomoc, chce żebym to ja ją przejął. - tłumaczył, cały czas nerwowo pocierając swój kark.
- No cóż... W porządku. - wzruszyłam ramionami. - Już musisz jechać? - spytałam, spoglądając w dół, miał ubrane buty.
- Niestety tak. - oblizał wargi. - Ale zobaczymy się wieczorem. - zrobił krok w moją stronę, chwytając w dłoń moją twarz.
- Tak, tak. - skinęłam głową.
Ostatni raz pocałował mnie w usta, po czym wyszedł z mieszkania. Westchnęłam przeciągle i usiadłam na kanapie, znów spoglądając na zegarek. Jeszcze dwie godziny, choć znając Ashley, będzie ona wcześniej... lub później. Tak już ma, albo jest za wcześnie, albo za późno. Miałam jednak nadzieję, że tym razem się nie spóźni. Zależało mi na tym... Na spotkaniu z Justinem. Od wczoraj myślałam o tym, o nim cały czas. Może sobie kogoś znalazł, może już nie chce mieć ze mną nic wspólnego, wszystko było możliwe.
Rytmicznie uderzałam opuszkami palców o szybę samochodu, w którym jechałam. Żadna z nas nie odzywała się, odkąd ruszyłyśmy. Denerwowałam się, choć to i tak niezbyt prawdopodobne, że się spotkamy. To, że był tam wtedy, nie znaczy, że przesiaduje w centrum cały czas.
- Jesteśmy. - upomniała mnie blondynka, po czym trzasnęła drzwiami. Równie szybko opuściłam pojazd i ruszyłam za nią. Szybko dotarłyśmy do fontanny, wokół której krążyła już masa ludzi. Normalnie chodzili na sobie. Przygryzłam dolną wargę, rozglądając się. Nie wiem, na co liczyłam. Przecież to niemożliwe. Jak szukanie igły w stogu siana. - No szukaj. - zaśmiała się, lekko trącając mnie w ramie.
- Przecież to bezsens! - warknęłam, obracając się wokół własnej osi. No nie, nawet jeśli tu jest, przecież go nie zauważę, a przynajmniej są na to bardzo małe szanse.
- Hej, hej! - pociągnęła mnie za rękę w tą samą stronę, w którą wtedy uciekł Justin. Nie wiedziałam, czy może zauważyła coś, ale nie opierałam się. I tak nie miałam nic lepszego do robienia, równie dobrze mogłam włóczyć się bezsensu po centrum. - No widziałam go... - westchnęła, kiedy znalazłyśmy się w podziemiach.
- Jaaasne. - przeciągnęłam, przewracając oczami.
- Tam! - szepnęła i ponownie biegłam za nią w jakimś kierunku. Super, jeszcze się zgubimy. Miałam wrażenie, chociaż nie... Ja na pewno biegłam wtedy tą samą ścieżką. Ashley złapała jakiegoś chłopaka za nadgarstek i odwróciła w naszym kierunku. Spojrzałam na niego, ale po chwili spuściłam głowę, to nie był Justin.
- Przepraszamy. - szepnęłam i odciągnęłam przyjaciółkę na bok. - przecież go nie znajdziemy, dajmy sobie spokój. Minął rok, pewnie i tak już ma mnie gdzieś. - mruknęłam i zacisnęłam usta w cienką linię, po czym odwróciłam się na pięcie i odeszłam tą samą drogą, którą tutaj dobiegłyśmy.
Zaśmiałam się, wychodząc z kina, na tyle głośno, że usłyszały to wszystkie osoby dookoła. Nie przejęłabym się, gdyby mój śmiech nie brzmiał podobnie do hieny... Kolejny raz ukułam Chrisa w żebra, przez co odskoczył w bok i również wydał z siebie śmiech, może nie taki głośny, jak ja.
- Dobra, stop! Głupia zabawa! - pomachałam obronnie rękami, a brunet tylko skinął głową, ponownie się do mnie przytulając.
- Sama zaczęłaś. - oznajmił po chwili, kiedy wychodziliśmy na parking.
- Ty lepiej szukaj kluczyków! - pokazałam mu język, wskazując na samochód, przy którym staliśmy. - Jedziemy coś zjeść? - spytałam, czując burczenie w głębi mojego brzucha.
- Jeśli chcesz. - uśmiechnął się, otwierając drzwi samochodu. Wsiadłam i poczekałam, aż i on usiądzie obok. - Co robiłyście z Ashley na mieście? - zadał pytanie, na które nie miałam ochoty odpowiadać.
- Nic. - wzruszyłam ramionami. Tak... Mistrzynią w kłamaniu to ja nie byłam.
- Stało się coś, że nie chcesz powiedzieć? - uniósł brwi, patrząc prosto na mnie. Czułam, jakby ktoś przyparł mnie do ściany.
- Nic takiego, normalne babskie sprawy. - oznajmiłam. Taa... Jeśli "normalnymi babskimi sprawami" można nazwać bieganie po centrum w poszukiwaniu byłego chłopaka kryminalisty, to tak... Mówiłam prawdę.
- Miley... - westchnął. - Przecież wiem, kiedy kłamiesz. - zaśmiał się nerwowo. - Musimy o tym rozmawiać? Naprawdę nie mam ochoty... - mruknęłam, zsuwając się na siedzeniu.
- Chodzisz przygnębiona, odkąd wróciłaś... Pokłóciłaś się z Ashley? - strzelał, niestety nietrafnie. Może i źle zachowałam się, zostawiając ją w tych podziemiach, ale nie pokłóciłyśmy się, chyba...
- Nie, nie. - zaprzeczyłam, kręcąc przy tym głową.
- Więc nie powiesz mi? - jaki on jest uparty, nie może dać spokoju?! Chyba widzi, że nie mam ochoty o tym mówić.
- Możesz dać sobie spokój!? - podniosłam głos, spojrzałam przez okno. - Jedźmy już, jestem głodna. - dodałam po chwili i nie musiałam długo czekać, aż ruszyliśmy. - Przepraszam... - szepnęłam po paru minutach jazdy.
- Nic się nie stało, po prostu chciałbym wiedzieć, co się dzieje... Może mógłbym jakoś pomóc. - oblizał wargi, a ja wymusiłam na sobie lekki uśmiech. Chris zawsze pomocny.
- W tej sprawie chyba nie możesz nic zrobić. - odparłam z lekkim rozbawieniem.
- Miley... - spojrzał mi prosto w oczy, kiedy stanęliśmy na czerwonych światłach. - Powiedz mi, proszę, co się dzieje? - mówił łagodnie, zapewne nie chcąc mnie ponownie zdenerwować. Westchnęłam głośno, wypuszczając powietrze z ust.
- Dobrze. - poprawiłam się na fotelu. - Justin wyszedł z więzienia i... - zaczęłam, ale nie mogłam dokończyć.
- Słucham?! Co to ma do rzeczy? - tym razem to on podniósł głos, przez co poczułam się nieco niezręcznie. On naprawdę rzadko to robił.
- Byłyśmy go szukać. - oznajmiłam, przewracając oczami.
- Po co? - tym razem starał się opanować.
- Chyba pasowałoby, żebym sobie z nim porozmawiała, nie uważasz? - popatrzyłam na niego, jak na idiotę.
- Po cholerę? Sprawa zamknięta, chyba nie chcesz mieć z nim nic wspólnego, tak? - spojrzał na światła i ruszył z piskiem opon, widząc zielone.
- Jednak chciałabym się z nim zobaczyć i wyjaśnić wszystko... - kontynuowałam poirytowana tą rozmową i podejściem Chrisa.
- Wyjaśnić... Wyjaśnić... - powtarzał, kręcąc z dezaprobatą głową. - Co? Co chcesz wyjaśniać?! - ponownie podniósł głos, mam tego dość.
- Zatrzymaj się. - powiedziałam stanowczo.
- Co? - zerknął na mnie.
- Zatrzymaj się, powiedziałam. Chcę wysiąść. Nie będę rozmawiała z tobą w ten sposób. - oznajmiłam i złapałam za klamkę. Auto stanęło w jednej sekundzie, zdzierając opony. Otworzyłam drzwi i wysiadłam.
- Miley! - krzyknął za mną.
- Daj mi spokój! - odkrzyknęłam, idąc pewnym krokiem przed siebie. Założyłam na siebie ręce i nie zwracałam uwagi na jego dalsze wołania.
Rozejrzałam się dookoła. Było już trochę zimno, a do domu miałam za daleko. Wyłączyłam swoją komórkę, czując ciągłe wibracje. Nie musiałam nawet zgadywać, kto dzwonił. Teraz nie mam ochoty z nim konwersować. Jest nienormalny! Chorobliwie zazdrosny, nie ufa mi?!
Westchnęłam, rozglądając się i zauważyłam, że jestem niedaleko mieszkania Ashley. Skręciłam w jedną z bocznych uliczek i przygryzłam dolną wargę. Było już późno. Na pewno po jedenastej, ale nie miałam zamiaru dzwonić do niego i prosić, żeby przyjechał. Przegiął, powinien się uspokoić.
Przechodząc obok śmietnika, poczułam, jak ktoś łapie mnie w pasie i zakrywa usta dłonią, tłumiąc tym gestem mój pisk. W jednej chwili moje nogi zrobiły się, jak z waty, a na karku poczułam kropelki zimnego potu. Ratunku...
- Jasne. - zgodziłam się, w moim głosie dało się wyczuć entuzjazm. Dawno razem nie wychodziliśmy. - Popołudniu umówiłam się z Ashley, ale będę na dwudziestą na pewno! - zapewniłam, po czym zrobiłam krok w przód, uwalniając się z jego objęć.
- Znowu? - zmarszczył nos. - Cóż, cieszę się, że już nie siedzisz w domu. - posłał mi chyba najsłodszy uśmiech, jaki kiedykolwiek pojawił się na jego twarzy. Cóż, może to i prawda, długo siedziałam w domu, ale po prostu nie miałam ochoty na jakieś nowe znajomości, a Ashley nie miała czasu.
- Tak, w sumie stęskniłam się za takimi wypadami. - zaśmiałam się cicho, wtulając w tors Chrisa.
- Szkoda, już nie będę miał cię na całe dnie. - zrobił minę zbitego szczeniaka, przez co kolejny raz w pomieszczeniu zabrzmiał mój śmiech, nie przepadam za tym dźwiękiem.
- Przez to każda chwila będzie cenniejsza. - uśmiechnęłam się szeroko, podnosząc na niego wzrok i spojrzałam w jego oczy. - Wiesz... - mruknęłam, cmoknęłam go lekko w usta. - Teraz mamy chwilę. - dokończyłam.
Chris zrobił krok w tył, spuścił głowę, przez co nie mogłam odczytać nic z wyrazu jego twarzy.
- Teraz nie mogę. - oznajmił, ale słyszałam w tym zdaniu smutek, przez co poczułam się taka... chciana? Nie wiem, jak o wytłumaczyć.
- Czemu? - skrzywiłam się.
- Muszę jechać do ojca. Wiesz, ostatnio ma problemy w firmie i prosi mnie o pomoc, chce żebym to ja ją przejął. - tłumaczył, cały czas nerwowo pocierając swój kark.
- No cóż... W porządku. - wzruszyłam ramionami. - Już musisz jechać? - spytałam, spoglądając w dół, miał ubrane buty.
- Niestety tak. - oblizał wargi. - Ale zobaczymy się wieczorem. - zrobił krok w moją stronę, chwytając w dłoń moją twarz.
- Tak, tak. - skinęłam głową.
Ostatni raz pocałował mnie w usta, po czym wyszedł z mieszkania. Westchnęłam przeciągle i usiadłam na kanapie, znów spoglądając na zegarek. Jeszcze dwie godziny, choć znając Ashley, będzie ona wcześniej... lub później. Tak już ma, albo jest za wcześnie, albo za późno. Miałam jednak nadzieję, że tym razem się nie spóźni. Zależało mi na tym... Na spotkaniu z Justinem. Od wczoraj myślałam o tym, o nim cały czas. Może sobie kogoś znalazł, może już nie chce mieć ze mną nic wspólnego, wszystko było możliwe.
Rytmicznie uderzałam opuszkami palców o szybę samochodu, w którym jechałam. Żadna z nas nie odzywała się, odkąd ruszyłyśmy. Denerwowałam się, choć to i tak niezbyt prawdopodobne, że się spotkamy. To, że był tam wtedy, nie znaczy, że przesiaduje w centrum cały czas.
- Jesteśmy. - upomniała mnie blondynka, po czym trzasnęła drzwiami. Równie szybko opuściłam pojazd i ruszyłam za nią. Szybko dotarłyśmy do fontanny, wokół której krążyła już masa ludzi. Normalnie chodzili na sobie. Przygryzłam dolną wargę, rozglądając się. Nie wiem, na co liczyłam. Przecież to niemożliwe. Jak szukanie igły w stogu siana. - No szukaj. - zaśmiała się, lekko trącając mnie w ramie.
- Przecież to bezsens! - warknęłam, obracając się wokół własnej osi. No nie, nawet jeśli tu jest, przecież go nie zauważę, a przynajmniej są na to bardzo małe szanse.
- Hej, hej! - pociągnęła mnie za rękę w tą samą stronę, w którą wtedy uciekł Justin. Nie wiedziałam, czy może zauważyła coś, ale nie opierałam się. I tak nie miałam nic lepszego do robienia, równie dobrze mogłam włóczyć się bezsensu po centrum. - No widziałam go... - westchnęła, kiedy znalazłyśmy się w podziemiach.
- Jaaasne. - przeciągnęłam, przewracając oczami.
- Tam! - szepnęła i ponownie biegłam za nią w jakimś kierunku. Super, jeszcze się zgubimy. Miałam wrażenie, chociaż nie... Ja na pewno biegłam wtedy tą samą ścieżką. Ashley złapała jakiegoś chłopaka za nadgarstek i odwróciła w naszym kierunku. Spojrzałam na niego, ale po chwili spuściłam głowę, to nie był Justin.
- Przepraszamy. - szepnęłam i odciągnęłam przyjaciółkę na bok. - przecież go nie znajdziemy, dajmy sobie spokój. Minął rok, pewnie i tak już ma mnie gdzieś. - mruknęłam i zacisnęłam usta w cienką linię, po czym odwróciłam się na pięcie i odeszłam tą samą drogą, którą tutaj dobiegłyśmy.
Zaśmiałam się, wychodząc z kina, na tyle głośno, że usłyszały to wszystkie osoby dookoła. Nie przejęłabym się, gdyby mój śmiech nie brzmiał podobnie do hieny... Kolejny raz ukułam Chrisa w żebra, przez co odskoczył w bok i również wydał z siebie śmiech, może nie taki głośny, jak ja.
- Dobra, stop! Głupia zabawa! - pomachałam obronnie rękami, a brunet tylko skinął głową, ponownie się do mnie przytulając.
- Sama zaczęłaś. - oznajmił po chwili, kiedy wychodziliśmy na parking.
- Ty lepiej szukaj kluczyków! - pokazałam mu język, wskazując na samochód, przy którym staliśmy. - Jedziemy coś zjeść? - spytałam, czując burczenie w głębi mojego brzucha.
- Jeśli chcesz. - uśmiechnął się, otwierając drzwi samochodu. Wsiadłam i poczekałam, aż i on usiądzie obok. - Co robiłyście z Ashley na mieście? - zadał pytanie, na które nie miałam ochoty odpowiadać.
- Nic. - wzruszyłam ramionami. Tak... Mistrzynią w kłamaniu to ja nie byłam.
- Stało się coś, że nie chcesz powiedzieć? - uniósł brwi, patrząc prosto na mnie. Czułam, jakby ktoś przyparł mnie do ściany.
- Nic takiego, normalne babskie sprawy. - oznajmiłam. Taa... Jeśli "normalnymi babskimi sprawami" można nazwać bieganie po centrum w poszukiwaniu byłego chłopaka kryminalisty, to tak... Mówiłam prawdę.
- Miley... - westchnął. - Przecież wiem, kiedy kłamiesz. - zaśmiał się nerwowo. - Musimy o tym rozmawiać? Naprawdę nie mam ochoty... - mruknęłam, zsuwając się na siedzeniu.
- Chodzisz przygnębiona, odkąd wróciłaś... Pokłóciłaś się z Ashley? - strzelał, niestety nietrafnie. Może i źle zachowałam się, zostawiając ją w tych podziemiach, ale nie pokłóciłyśmy się, chyba...
- Nie, nie. - zaprzeczyłam, kręcąc przy tym głową.
- Więc nie powiesz mi? - jaki on jest uparty, nie może dać spokoju?! Chyba widzi, że nie mam ochoty o tym mówić.
- Możesz dać sobie spokój!? - podniosłam głos, spojrzałam przez okno. - Jedźmy już, jestem głodna. - dodałam po chwili i nie musiałam długo czekać, aż ruszyliśmy. - Przepraszam... - szepnęłam po paru minutach jazdy.
- Nic się nie stało, po prostu chciałbym wiedzieć, co się dzieje... Może mógłbym jakoś pomóc. - oblizał wargi, a ja wymusiłam na sobie lekki uśmiech. Chris zawsze pomocny.
- W tej sprawie chyba nie możesz nic zrobić. - odparłam z lekkim rozbawieniem.
- Miley... - spojrzał mi prosto w oczy, kiedy stanęliśmy na czerwonych światłach. - Powiedz mi, proszę, co się dzieje? - mówił łagodnie, zapewne nie chcąc mnie ponownie zdenerwować. Westchnęłam głośno, wypuszczając powietrze z ust.
- Dobrze. - poprawiłam się na fotelu. - Justin wyszedł z więzienia i... - zaczęłam, ale nie mogłam dokończyć.
- Słucham?! Co to ma do rzeczy? - tym razem to on podniósł głos, przez co poczułam się nieco niezręcznie. On naprawdę rzadko to robił.
- Byłyśmy go szukać. - oznajmiłam, przewracając oczami.
- Po co? - tym razem starał się opanować.
- Chyba pasowałoby, żebym sobie z nim porozmawiała, nie uważasz? - popatrzyłam na niego, jak na idiotę.
- Po cholerę? Sprawa zamknięta, chyba nie chcesz mieć z nim nic wspólnego, tak? - spojrzał na światła i ruszył z piskiem opon, widząc zielone.
- Jednak chciałabym się z nim zobaczyć i wyjaśnić wszystko... - kontynuowałam poirytowana tą rozmową i podejściem Chrisa.
- Wyjaśnić... Wyjaśnić... - powtarzał, kręcąc z dezaprobatą głową. - Co? Co chcesz wyjaśniać?! - ponownie podniósł głos, mam tego dość.
- Zatrzymaj się. - powiedziałam stanowczo.
- Co? - zerknął na mnie.
- Zatrzymaj się, powiedziałam. Chcę wysiąść. Nie będę rozmawiała z tobą w ten sposób. - oznajmiłam i złapałam za klamkę. Auto stanęło w jednej sekundzie, zdzierając opony. Otworzyłam drzwi i wysiadłam.
- Miley! - krzyknął za mną.
- Daj mi spokój! - odkrzyknęłam, idąc pewnym krokiem przed siebie. Założyłam na siebie ręce i nie zwracałam uwagi na jego dalsze wołania.
Rozejrzałam się dookoła. Było już trochę zimno, a do domu miałam za daleko. Wyłączyłam swoją komórkę, czując ciągłe wibracje. Nie musiałam nawet zgadywać, kto dzwonił. Teraz nie mam ochoty z nim konwersować. Jest nienormalny! Chorobliwie zazdrosny, nie ufa mi?!
Westchnęłam, rozglądając się i zauważyłam, że jestem niedaleko mieszkania Ashley. Skręciłam w jedną z bocznych uliczek i przygryzłam dolną wargę. Było już późno. Na pewno po jedenastej, ale nie miałam zamiaru dzwonić do niego i prosić, żeby przyjechał. Przegiął, powinien się uspokoić.
Przechodząc obok śmietnika, poczułam, jak ktoś łapie mnie w pasie i zakrywa usta dłonią, tłumiąc tym gestem mój pisk. W jednej chwili moje nogi zrobiły się, jak z waty, a na karku poczułam kropelki zimnego potu. Ratunku...
___________________________
Dzień dobry! :))
Przepraszam za opóźnienia, ale tak jakby wszystko
wyjaśniłam na ASKU.
W sumie to rozdział mi się podoba, choć miałam nadzieję,
że wyjdzie dłuższy, ale nie chciałam przeciągać.
Owszem, jest nudny, ale znowu nie przepadam za szybkim
rozwojem akcji :DD
Domyślacie się, co stanie się z Miley? Kto ją złapał?
Wakacie! Więc następny rozdział przepowiadam
na początek następnego tygodnia.
BUZIAKI <3
16 komentarzy:
świetny, co raz bardziej się rozkręca. czekam na następny. ♥
Cudowny <33 jak zawsze
czekam na nn
boskie <3 czekam na nn ♥
Świetny rozdział . <3
Zapraszam do mnie . ! . :))
aslongasyouloveme12.blogspot.com
Świetny. <3
Czyżby Justin?
Świetny !!! Czekamy na następny z niecierpliwością ;))
mam nadzieje że to Justin :3
rozdział jak zawsze cudowny *-*
czekam na nn xd
jejku. przeczytałam całego bloga w jeden dzień. rozdziały z pierwszej części genialne. jednak gdy zaczęłam czytać z drugiej to byłam w niebo wzięta! Nie czytałam lepszego opowiadania! miałaś idealny pomysł na to wszystko :) naprawdę gratuluję i zapraszam do siebie http://abitofluckandlove.blogspot.com/ a no i myślę że to Justin <3
Przeczytałam pierwszą część i jestem w Niebo Wzięta .!
A ta druga część zaczyna się naprawdę ciekawie.
Czekam na więcej<33
Kiedy następna notka?
+zapraszam do siebie
jbrazem.blogspot.com
Super *-* czekam na następny :)
Nominowałam Cię do The Versatile Blogger. Szczegóły tutaj: http://some-dreams-are-destroying-life.blogspot.com/p/dostaam-nominacje-do-versatile-blogger.html. xoxo
Kiedy następny? ;c Bo czekam już i nie mogę się doczekać, gdyż jest to takie zajebiste opowiadanie! <3
proszę dodaj nn
koniec tygodnia brak rozdziału, ta uczciwość bloggerska -,- zawsze kłamią -.- pisałaś na początek tygodnia, a już koniec tego tygodnia -.- fajnie że dodajesz -.-
Zastanawiałam się, kiedy zacznę dostawać takie komentarze:) Cóż, mamy wakacje, ale to nie znaczy, że mam więcej czasu... Wybacz, że wolę wyjść na dwór, niż siedzieć przed komputerem.
Uwierz - 2 tygodnie czekania TO NIC w porównaniu do tego, ile czeka się na inne blogi.
Według mnie lepiej poczekać na lepszy rozdział, niż przeczytać coś napisane na siłę.
Ja Cię tu nie trzymam, nie musisz tu wchodzić, a takie komentarze wcale mnie nie popychają do pisania, wręcz przeciwnie.
Przepraszam, nie miałam/mam nawet jak pisać, jestem u babci.
Pozdrawiam.
zapraszam opowiadanie o Justinie ;) http://anythingwaswronguntilaboy-justin.blogspot.com/ twoje opowiadanie najlepsze kicia <3
Prześlij komentarz